czwartek, 14 czerwca 2012

Hoiga i Gobi

Jadac setki kilometrow bezdrozami pustynnego terenu uswiadamiasz sobie,jak swiat jest zroznicowany,potezny,bezlitosny. To miejsce prawdziwych skrajnosci. Wiekszosc trasy to kamienisto zwirowe rowniny,ktorymi gnamy naszym Uazem 80km/h. Tylko czasem ogladamy stada baranow koz czasem biegnace konie lub leniwie podazajace gdzies wielblady. Docieramy do doliny Jolyn Am, to pasmo wchodzace w sklad Altaju Gobijskiego. Tu, w dolinie odnajdujemy piekne krajobrazy gor,Mongolow pedzacych na koniach i w najwezszym miejscu doliny lod,potezna tafla lodu przez ktora ciezko przedostac sie na druga strone. Jedziemy dalej przez rowniny,towarzyszy nam mongolska muzyka, pasuje idealnie do scenerii za oknem. Hoiga nasz kierowca mowi tylko w swoim ojczystym jezyku. ale dobrze nam sie jedzie. Spiewa. Uprawia zapasy.I zawozi nas w takie miejsca o ktorych w przewodnikach nie znajdziesz informacji. Najprawdopodobniej obiad jemy u jego cioci, gdzies na Gobi. Przyjmuje nas w jurcie czestuje tym co ma.Usmiecha sie do nas.Pozuje do zdjecia."Ciocia"ma najpiekniejsza jurte w jakiej mialam okazje byc.Na polce ma tez kosmetyki z mojej ulubionej firmy ;> ach jaki ten swiat maly!Po drodze wstepujemy do napotkanych jurt. Natrafiamy na pogon za dzikim koniem. Nasz Hoiga pomagal Mongolom ujarzmic dzikiego konia. Widok nie do zapomnienia,choc przyznam ze wolalabym tego nie widziec. W chwili pzerwy robimy zdjecia wsrod pijacych wode wielbladow,koz a w tle koncertuja barany,raczej becza niz spiewaja;>jedziemy dalej ,a gdy woda sie zagotowala w naszym samochodzie odpoczywamy w cieniu( cienia mamy skrawek z jednej strony samochodu,ale miescimy sie wszyscy,ogladamy zdjecia i wchlaniamy litry plynow,jest jakies 40stopni ). Dojezdzamy do 200 letniego lasu. Widok tych drzew pokazuje starosc. Patrze i widze stare,umeczone drzewa. Sponiewierane. Mam wrazenie ze chce im sie pic. My wypilymy wszystko to co mialysmy na 3 dni w 1,5 dnia. A tu pustynia i zarty sie skonczyly. A przed nami jeszcze dzien na 200m spiewajacych wydmach przy zarze z nieba,przejazdzka po pustyni na wielbladach zakonczona burza piaskowa i bardzo ciezkim powrocie do jurty,cala noc trwajaca burza piaskowa bez mozliwosci wysikania sie,bo toalety znajduja sie jakies 50 czasem 100m od jurt. I powrot do najblizszego sklepu jakies 200km i to wszystko na ostatnich oparach wody mineralnej. Przezyjesz,zrozumiesz. Takie haslo zostalo po burzy piaskowej na Gobi. p.s. juz nigdy wiecej nie wsiadam na wielblada.Pluje.Podrzuca. A na koniec zrzuca!Never! I do dzis go czuja moje nogi;>

Polskosc na Gobi

Wynajmujemy Uaza rosyjskiego z kierowca na pokladzie. Hoiga mu na imie.Choc w samochodzie zmiesciloby sie 6osob na luzie my jedziemy we dwie.I to nie dlatego ze mamy za duzo pieniedzy albo ze byloby nam niekomfortowo albo ze nie lubimy ludzi. Nie po prostu gdy dojechalysmy do Dalanzag okazalo sie ze jest jeden Amerykanin ktory w tej miejscowosci uczy angielskiego Ben,i jeden turysta Italianiec ktory wlasnie wyjezdza,wraca do UB. Jestesmy jedyne,ktore nie pasuja do calej spolecznoci:) i pomimo tego.Ben pomaga nam dogadac cene za samochod. Bierze nas na pyszne noodle i spedzamy milo czas na festynie daleko od europejskiej cywilizacji. To chyba spacerujac po Dalanzadag oswajamy sie z azjatyckim wygladem.Juz nie jest dla mnie nieswojo,dy wchodze do sklepu. A moze dlatego,apropo sklepow,ze do glowy by mi nie przyszlo ze w srodku pustyni gdzies tam w dzikiej Mongolii odnajde czekolade Wedel. moje ulubione kasztanki. kukulki. nasze kompoty. korniszony od Urbankow. ketchup lagodny. wszystko po polsku. Wszystko z Polski. A gdy zwiedzalysmy Balanzag taki czerwony kanion na pustyni spotkalysmy chlopaka i dziewczyne...Belg ale uczy sie polskiego ;). Moze bedziemy potega. Ulubiony serial Mongolow z przed paru lat to Czterej pancerni i pies...uczymy sie slow,bo troche wstyd ze oni spiewaja a my nie;). p.s. Mongolowie gdy maja wypadek samochodowy lub stluczke to zamiast dzwonic na policje,wychodza z samochodow i bija sie. Bija sie az jeden padnie. Zapasy to ich ulubiony sport,moze dlatego taka reakcja. Po 3 piwach wsiadajac za kierownice samochodu, mowi ze juz teraz nie bedzie pil za duzo...50%samochodow to Land Cruser,reszta to rosyjskie Uazy ;> w tych warunkach lepszych nie znajdziesz...szukamy dalej 

Pokora.Przestrzenie.Konie.

Taki obraz po tygodniu bycia w Mongolii zapisal mi sie w glowie. Mongoly to ciepli, otwarci, rozspiewani dobrzy ludzie. Spedzamy z Nimi niesamowite momenty. Uzalezniaja od siebie. Pozwalaja sie polubic od razu, a potem pozostaje Ci uczucie tesknoty. Wsiadajac do autobusu, ktory mial nas zawiesc do Dalanzagad,miejscowosci niedaleko pustyni Gobi,wyruszylysmy w niezapomniana droge przez setki kilometrow mongolskich stepow. Wyruszylysmy z 39 osobami na pokladzie autobusu ( taki polski starej daty ogorek ) w ktorym kazdy mial numer swojego siedzenia. Nasze miejsca okazaly sie przodem do calej reszty ludzi czyli tylem do jazdy ;>. 600km i 13 godzin przed nami. W trakcie calej podrozy czulysmy sie jak w telewizji na zywo, towarzystwo ewidentnie mialo z nas ubaw, a ze pozwolilysmy na to odwzajemniajac usmiech caly autobus swietnie sie bawil, znalazl sie taki jeden wodzirej,ktory pobudzal czesc ludzi w autobusie do gromkich smiechow <smiali sie na pewno z nas,ale konkrety pozostana tajemnica dla nas juz zawsze>.Autobus pozostawia wiele do zyczenia. nie ma klimatyzacji. nie ma toalety. nie ma podpurek pod stopy. nie ma pasow,ani rozkladanych siedzen.A bagaze jada z nami w srodku,bo nie ma bagaznika. Po 4 godzinach jazdy po drogach,ktorych drogami w Europie nazwac sie nie da, zaczynaja sie przymusowe przystanki na wymioty.Sa tez przystanki na toalete,ale jak tu sie wysikac,gdy dookola step,czyli nie ma szans na drzewko lub wiekszy krzak.Jest wielka,potezna przestrzen. Przestrzen jaka trudno sobie wyobrazic. I najpiekniejszy obraz jaki zapisalam to pedzace wolne i dzikie konie.Czasem sa w stadzie i wtedy maja przewodnika. Czasem widac pare koni,pewnie wtedy sa na randce :).A my w tym autobusie gnamy do celu.Nikt nie narzeka.Nie krzywi sie.Nie denerwuje.Z pokora przyjmujemy warunki. p.s.kierowca jest tylko jeden,przez 13 godzin jedzie non stop,szutrem. Dla lubiacych rajdy warunki idealne...a ile kurzu ;)

piątek, 8 czerwca 2012

Bez znieczulenia

Chwila ktora trwa moze byc najlepsza z twoich chwil...i usmiechaj sie do ludzi bo nie jestes sam...idz wlasna droga bo to sens istnienia aby zyc bez znieczulenia...w balaganie miejskim odnajdujemy skrajne Mongolki. Jedna,Meg,uwielbia swoj kraj,jest dumna ze swojej narodowosci. Wychodzac na impreze nas nie zabiera,a po kilku drinkach przyznaje ze nie lubi bialych ludzi :). Jest przewodnikiem turystycznym, ale na kazde nasze pytanie odpowiada zdawkowo: gdzie dobrze zjemy?Jest wiele miejsc z dobrym jedzeniem w UB ;). Mieszka z 20 miesieczna corka -jak na swoj wiek jest mega samodzielna. Sama je. Sama sie bawi. Sama wstaje rano. Urzekajaca. A i jeszcze wyciaga wszystkie rzeczy z plecaka i roznosi po calym mieszkaniu. Jestesmy swiadkami jak zjada karte sim wlasnej matce. To dosc nietypowe dziecko. Gdybym poznala tylko Meg pomyslalabym ze faktycznie w Ulan Bator ludzie zyja z turystow a balagan wynika z ich usposobienia. A gdzie Ci wspaniali Mongolowie? Czy to tylko mit? Druga Mongolka zaczepia nas na ulicy. Nomi. Mowi po polskuNa pytanie gdzie i jak kupic mongolska karte do telefonu,ona zabiera nas swoim samochodem do sklepu i robi to za nas. Duzo opowiada nam o funkcjonowaniu w miescie. O zagrozeniach i poruszaniu sie pieszego wsrod jezdzacych bez jakichkolwiek zasad kierowcow. Zaprasza do siebie do domu. Na dzien na obiad na noc. Ma meza i dwie cudne corki. Nie chca tu mieszkac. Uwielbiaja Polakow i Polske. Spedzamy ze soba niesamowity wiczor przy spiewie hymnu polskiego i tradycyjnych mongolskich potraw-mnostwem miesa. warzyw na parze.ciasta z wody i maki. piwa oczywiscie. meczu Polska-Grecja. Gitary. Towarzystwa Polsko-Mongolsko-Chinskim. Dla kazdego magiczny wieczor pozwala wyciagnac jedna puente: jezyk to zadna bariera, gdy znajdujemy sie wsrod ludzi bliskich naszym serca. Jeszcze to powtorzymy;)

niedziela, 3 czerwca 2012

Buriacja

Mzawka byla wczoraj. Teraz pada. Spieszymy sie na modlitwe za zdrowie najblizszych i za dusze najblizszych. Podazamy do dacanu. Swiatyni tybetanskich buddystow w Buriacji. Wiem ze tam zastaniemy wyjatkowy spokoj. Wchodzimy punktualnie, ale modlitwy juz trwaja. Do srodka zaprasza nas zapach.ktory przyciaga jak magnez. Zapach cedrowych kadzidel. Slodkich. Uzalezniajcych. Dacan przyciaga rowniez swa kolorystyka. Wylaniaja sie cztery podstawowe kolory - zolty. blekitny. zielony i czerwony. to moje ulubione barwy. W srodku jest ns 5 osob. Godzinna modlitwa wprawia nas w stan blogiej checi spania. Zbyt duza roznica w rozumieniu religii.,jak na pierwszy raz. Beda nastepne. Na sam konic modlitwy dostajemy po garsci slodyczy i uwage zeby nie krzyzowac nog w trakcie modlitwy,aby energia mogla przeplywac. Na zewnatrz  zwracam uwage na mlynki modlitewne i na stupy,rodzaj symbolicznego grobowca. i na jakas taka inna cisze ktora tam panuje. Jak ja lubie takie miejsca. Jest w nich magia. W Ulan Ude tez pojdziemy do dacanu. Najwiekszego w Buriacji. zoBaczymy tez najwieksza glowe Lenina;> p.s. Buriatki maja olsniewajaco dla mnie inna urode...  

Chlosty na BANII

Zosia jest juz w srodku, ja sie lekam,boje. Zastanawiam dluzsza chwile. Wchodze. Zapiera dech. Nie pozwala oddychac. Powoduje dziwne uczucie wydostawania sie wody z wewnatrz ciala na zewnatrz. Wody z kazdej czesci ciala. Z kazdego otworu jaki mam,z kazdego malego niewidocznego pora wydostaje sie woda. Ucieka. W palenisku widze rozgrzane kamienie. Obok plastikowa beczka z woda. I brzozowe galazki do biczowania. Domek jest caly z drewna. wilgotnosc 100% albo wiecej. Patrze w lustro. Z czola leje sie rzeka. Na calym ciele sa wielkie krople deszczu:)...slysze Zosie...czemu jej nie widze?Bo ona jest w bani a ja w poczekalni. Nie daje rady. Wybiegam...i pomyslec ze trwalo to jakies 60 sekund ;). Zosia miala dluzsza i bardziej urozmaicona banie. A wszystkie toksyny wybiczowala z siebie brzozowymi galazkami. Laznia parowa w Syberii jest u kazdego na podworku. Najpierw nagrzewasz cialo do wrzacej temperatury,po to aby wybiec i schlodzic je w cudownym ale zimnym Bajkale. Za chwile wracasz do bani...itd. Uczucie niezapomniane. 

Glebinowa Syberia

Fascynuje. Wciaga. Najglebsze jezioro swiata. objetosc wod jest porownywalna do Morza Baltyckiego. W Jeziorze Bajkal jest 20 %zasobow slodkiej wody w jeziorach na Ziemi. Biologicznie najbardziej zroznicowane jezioro a jego swiat roslinny i zwierzecy jest unikatowy. Jest tysiace gatunkow traktujacych w wiekszosci jako endemity w tym miejscu.  Gdy po jednej stonie wod lagodne brzegi zachecaja na leniwe bycie na plazy, lezac przykryta pod kocem, ale w cudnym towarzystwie wszelakich zwierzat moge ogladac szczyty gor po drugiej stronie wybrzeza. slysze delikatny swist piaskow- to spiewajace wydmy. Na chwile zamykam oczy, czuje las,a w nim zapach swierku, tu syberyjski,modrzew,sosna,jodla tez syberyjska i zapach cedru,czyli naszej limby-zapach kory  balsamiczny zapach cedru syberyjskiego zostaje ze mna na zawsze...Lasy syberyjskie maja po 200 lat. Na Olchonie-wyspie ktora darze wielkim sentymentem najlepiej oglada sie naturalny step. Przypominaja mi sie lekcje geografii, na ktorych probowalam to sobie wyobrazic. Dzis juz nie musze. Na polnoc wyspy wyruszamy w poszukiwaniu najwiekszej zagadki wod bajkalskich- foki bajkalskiej nerpy. Jedyna slodkowodna foka, nikt nie odpowiada na pytanie skad wziela sie w jeziorze. Jest ich podobno 67tys. Dozywaja 56lat. Pod woda przebywaja nawet do 70min. Moga plywac 25km na h i nurkowac do 300m. W polowie marca rodza sie mlode 4kg zielono zolte foczki. A po dwoch tygodniach zmieniaja kolor na bialy. Sa niewidoczne na sniegu:> ach ta natura! Niestety mysliwi i klusownicy caly czas polujac na nie zmniejszaja ich ilosc. Nerpa to rasowy endemit Bajkalu. Symbol. Odnajduje ja dopiero w muzeum . Na szczescie zywa :). Tu tez nabieram wiedzy na temat 27 endemicznych rybach jakie zyja w Bajkale. Najslynniejszy i przepyszny jest omul. Jego cialo przecietnie mierzy 30cm i wazy jakies 0.4kg. Omul to podstawowy skladnik jedzeniowy nad Bajkalem. Zjesz go ugotowanego w zupie . Wedzony. Smazony. Faszerowany. Suszony. Zawsze swiezy. Zawsze pyszny. Choc patrzac w jego zgrilowane oczy mysle ze go bolalo i pieklo...otwieram i zamykam.Wdycham i wydycham. Nasluchuje...Syberia!