sobota, 3 maja 2014

KOMMAGENE HOTEL. Kahta. Góra Nemrut. Turcja.

"Kurdystan. Bez miejsca na mapie" jest książką po której przeczytaniu zaciekawiłam się narodem Kurdów.
Ukazuje jeden z największych narodów na świecie bez własnego państwa. Jest to historia 45 milionowej społeczności, żyjącej pod zaborami w czterech krajach (Irak, Iran, Syria, Turcja), a także na emigracji, między innymi w Polsce. Opowiada o życiu codziennym, o radościach i o tragediach, wojnach, o religiach, zwyczajach, kulturze, a także o niezwykle szybko rozwijającej się gospodarce w maleńkiej kurdyjskiej autonomii na terenie północnego Iraku. Książka dotyczy narodu, który dzielnie broni swojej tożsamości, który jest niezwykle gościnny, ale też twardy i honorowy.
 Autorka Maria Giedz
Dlatego Turcja, w której spędziłam 3 miesiące grubą linią jest podzielona dla mnie na zachód i wschód, a rozdziela ją najpiękniejsza geograficznie Kapadocja w jakiej w życiu byłam. capadocia jest nieziemska...przepiekna i zachwycajaca, jak diamenty, najpiekniejsza

Wracając do Kommagene hotel i Kahta w której spędziłam 3 tygodnie, a potem jeszcze wróciłam na pare dni.
Co zainspirowało mnie do odwiedzenia tego miejsca?
( Film, Po 20 latach od nakrecenia Baraki, Ron Frick powraca z Samsarą.
https://www.youtube.com/watch?v=aaBFaNxgm8s
film to inspiracja do wyjścia z domu :), w13.09 minucie są obrazy z góry Nemrut, blisko Kahta.

Mieszkam w hotelu prawie 3 tygodnie, ale korzystając z couchsurfingu, zaproponowałam im pomoc w pracach hotelowych w zamian za nocleg. Żyję według zasady : żeby dawać, trzeba brać, żeby brać, trzeba dawać! Bo nie da się tylko dawać, bo nie można tylko brać.
Pomagałam w recepcji, w restauracji, w sprzątaniu pokoi, 3 – 4 godz. Dziennie
Właściciel hotelu zaprosił mnie na swoje wesele ( bagatela 2000 osób )
Poznałam wyjątkowych ludzi - turystów, którzy docierali do tego nietuzinkowego miejsca,
Zostałam w końcu przewodnikiem wycieczek i kilka razy byłam na górze Nemrut z turystami.
I co najcenniejsze dla mnie po ludzku zaprzyjaźniłam się z menadżerem hotelu Abim i spędziliśmy bardzo miłe chwile pracując w hotelu, ale również zaprosił mnie do swojej rodziny, do domu, i to z jego dziećmi i żoną spędzałam często popołudnia i wieczory. Miałam okazje pobyć na 100% z Kurdami z krwi i kości! J Kurdy tureccy dla mnie najlepsi, mega życzliwi, szczerzy, ciepli, pomocni, radośni, bardzo fajni ludzie. Upodobałam sobie ich bardzo J
Mieszkając w Kahta jedyne pieniądze, jakie wydałam to pieniądze na prezenty dla moich przyjaciół. To do tego czasu spędzonego w Kahta zawsze wracam z wielką czułością, uśmiechem i radością wszechogarniającą. Magia.
Link do hotelu:
http://pl.tripadvisor.com/Hotel_Review-g815360-d3245110-Reviews-New_Kommagene_Hotel-Kahta.html#LIGHTBOXVIEW
Myślę, że z hasłem DORI, będzie i taniej i rodzinniej :)

EXCLUSIVE JACHTOSTOP bez grawitacji. TURCJA


Droga z Antalyi do Fathiye okazała się zapierająca dech w piersiach, krajobrazowo cudowna, piękna, smaczna, jak ze snów. Mój host mieszka na wiosce Kayakoy pod Fethiye, jemy wspólnie śniadanie, pożyczam od niego rower i jadę na plaże, jakieś 10km. Po drodze zwiedzam greckie zabytki. Dojeżdżając do plaży, pod górkę i z górki odczuwam dumę własną, która trwa bardzo krótko, bo uświadamiam sobie, że tak zaangażowana w wycieczkę rowerową, zapomniałam o celu, plaży, a na plaży jest niezbędny strój w którym mogłabym się kąpać. Więc błąkam się po okolicznych skałach, szukam. Nadpływa lodziarz
- Chcesz owocowe, pyszne lody? Pyta
Nie zastanawiam się długo
- Lodów nie chcę, ale na motorówce chcę pływać z Tobą.
- Zapraszam! Podpływa i wsiadam.
I nie więcej , jak po minucie już płynę z nim motorówką, w Morze Śródziemnomorskie, szukać klientów na lody. Płynę w stronę słońca, w całym tym szaleństwie wiem, że nikt już mnie nie zatrzyma. Czuję wiatr  w skrzydłach. Zatracam się, bez grawitacji.
Lodziarz, bo tak go nazwałam, jest mega pozytywny, dodaje mi energii, dużo uśmiechu. Rozmawiamy o życiu i marzeniach, zwierzam mu się, że jednym z moich marzeń jest pływanie na jachcie. On, w tym momencie tylko się uśmiecha i rozpędza motorówkę. Podpływamy pod jeden z bardziej ekskluzywnych jachtów w zatoce, ja chce sprzedać lody, a „mój lodziarz” zamiast o lody, on o moim marzeniu! Ludzie z jachtu, bardziej zaskoczeni, zapraszają mnie na dzień następny, dziś już nie płyną. Jak się pojawie o 10 rano pod ich jachtem, płynę z nimi. Wow!
Delikatna siła napędowa wstrząsa mną, sprawia że jestem lekka- nie boję się oddychać.
Ekscytacja sięga zenitu. Lodziarza życzliwość pozwala mi dostać się pod jacht następnego dnia. Wsiadam i płyniemy w rejs po morzu śródziemnym. Radość, fascynacja jest tak głęboko we mnie, że jest jak wirus i zarażam nim wszystkich wokół mnie.
Spędzam fantastyczne dwa dni na jachcie. Ze swoją prywatną szalupą i wszystkimi luksusowymi dodatkami. W konsekwencji właściciele jachtu, tak mnie polubili, że dostałam od nich  prezenty : krem do opalania i koszulkę, które przydały mi się bardzo i zawsze dostarczały ciepłych, luksusowych wspomnień.


TIROMANIA

To się dzieje naturalnie, kiedy jadę, zmienia się otoczenie, zaczynam czuć spokój, odczuwam radość. Pomimo oporów przed wyjazdem, trudnych pożegnań , zaczęłam swoje jechanie w kwietniu 2013. Do Krakowa, jeszcze odwiedzić znajomych, do Zakopanego jeszcze ze znajomymi. A stamtąd już pierwszy autostop do granicy polsko – słowackiej. Niedzielny, deszczowy poranek.  Spokój przeplatający się z niepewnością, wewnętrzna ekscytacja, i też ta ciekawość co tym razem mnie spotka?
Na granicy wszystko rozgrywa się po mojemu. Idę do tirowców, po krótkiej wymianie zdań mój plecak ląduje w tirze, a ja czekam na start prosto do Istambułu.
Jedziemy 5 dni, choć planowo było 3 dni W ciągu tego czasu poznaję życie tirowców. W sumie z Polski ruszamy w 7 tirów, jedziemy ekipą. Jeden z nich to Polak, reszta to Bułgarzy tureccy. Praca tych facetów jest bardzo trudna, odpowiedzialna i monotonna, pomimo ciągłego ruchu.
Dla mnie przygoda cudowna, Sezgin, mój kierowca uczy mnie podstawowego i najważniejszego życia w tirze. Jak i gdzie spać, jak i gdzie jeść, jak i gdzie się myć. Podstawy do przetrwania. I gdy godzinami siedziałam i obserwowałam ruch, wszystkie niewiadome zostawiałam gdzieś za mną. Powrócił stabilny wydech i wdech.
Istnieć nie znaczy żyć. Poczułam, na nowo że warto chwytać moment, że życie jest moje i tylko ode mnie zależy, jak je przeżyje.
Tiromania rozpoczęła się na dobre.
Pierwszej nocy Sezgin dawał w pedałowy palnik, on za nerwowy, ja jeszcze dzika. Oswajanie skończyło się na pękniętej gumie. I ponad dwugodzinnym postoju w środku nocy, po środku niczego.
Pierwsze koty za płoty, pomyślałam, sprzężenie energii.
Jechaliśmy całą noc i następny cały dzień do pierwszego odpoczynku, kilometr po kilometrze, w słońcu , w deszczu. Słuchaliśmy nieodłącznej już Modern Talking, rozmawialiśmy łamanym polsko – bułgarskim językiem. To Sezgin nauczył mnie spać w tirze na jednej leżance z kierowcami, tylko na waleta tzw. , karmił i częstował swoim jedzeniem, piliśmy turecką kawę i polską herbatę. Oliwki, sery, pomidory z Turcji. Wódka! Z Polski, oczywiście. W tirze, jak w kuchni u mamy – lodówka wypełniona smakołykami. Tureckie tiry okazały się najczystszymi, w jakich jeździłam, mieszkałam. Tureccy tirowcy najserdeczniejszymi.
Wjeżdżając do Stambułu, Sezgin zmartwiony powiedział, że się boi, na co ja : dlaczego? Przecież poznał mnie dobrze przez ostatnie 5 dni. A on, że nie boi się o mnie, że o Stambuł się boi. J
I to jest ten moment, kiedy ta historia dobiega do końca, choć w myślach kłębi się ochota przedłużenia tego, bo już jest fajnie, bo już jest bezpiecznie, bo znowu pojawia się zakręt za którym nie wiem co mnie spotka. Podnosi się adrenalina.
Na środku ruchliwej drogi zatrzymują się dwa tiry, Sezgin odprowadza mnie na przestanek metra, potem trąbi na pożegnanie.
Zostaje uśmiech na twarzy i idę dalej.



O Iranie




O Iranie.

Poznałam Iran w najprostszych sytuacjach, oglądałam z ulicznego tłumu, a nie zza szyb muzealnych. Dostrzegłam Iran, którego nie ma w zbiorowej świadomości.
Niecodzienność irańskiej codzienności.
Jest nietuzinkowy, inny od wszystkich krajów, jakie do tej pory odwiedziłam.
Perskie grzeczności, perski kalendarz – dżalali, w Iranie zaczął się 1392 rok!
Alfabet i język, cyfry też perskie – farsi. Za alkohol grozi więzienie, tak, jak za koedukacyjne publiczne spotkania. Segregacja płciowa jest obowiązkowa w szkołach, w komunikacji drogowej, na weselach też. Muzyka rozrywkowa w miejscach publicznych zabroniona, tańce i śpiewy też. Nie ma bankomatów międzynarodowych, ambasady amerykańskiej, Mc Donaldów, dyskotek.
W Iranie zastała mnie inność. Fascynująca, pociągająca, uzależniająca.
Iran jest inny. Inny,  nie znaczy obcy, ale wyjątkowy. Kontakt z Innym nie wyklucza możliwości porozumienia, ale wymaga dużej tolerancji, szacunku i respektu. Inny nie znaczy gorszy ani lepszy. Inność często jest nieakceptowana przez pozostałych, bo stanowi o odrębności. W końcu inność jawić się może, jako zagrożenie, bo jest niezrozumiałe przez resztę. To swoisty sposób życia, odmienny poziom wrażliwości, ale w Iranie zastałam też przekonanie o własnej wyższości i czasem wygórowanej ambicji.
Nie ulegam utartym schematom i konwenansom. Inność ma wiele barw.

Obserwując irańską ulicę, przesiadując w irańskich rodzinach zasłyszałam co mówią i myślą o obecnie panującym tam systemie. Czułam się tam, jako szczęściarz, któremu los pozwolił urodzić się w wolnym świecie, bez ideologicznego i religijnego knebla.
Zaobserwowałam ludzi żyjących w strachu przed sąsiadem, bojących się słuchać Madonny, bo jest zakazana, pijących alkohol, ale przy zgaszonym świetle, w poczuciu, że grozi za to więzienie. Ogromna większość młodych ludzi żywi tylko jedno marzenie, skończyć studia, wyszkolić język obcy i uciec z perskiego „raju” , wszędzie tam, gdzie ludzie będą mogli podejmować sami decyzje o tym, jak żyć, nie będąc szpiegowanym przez wszystkich dookoła. Nie chcą być zmuszani od najmłodszych lat do postrzegania Zachodu i jej kultury, jako wytworu szatańskiego, jaki jest im narzucany przez reżimowski system. Występuje tam dokładnie odwrotny efekt, drażniąca mnie miłość do Ameryki i Europy. Z perspektywy zasad tam panujących zrozumiana jest przeze mnie ta złudna miłość, ale ciężka do zaakceptowania w trakcie bycia tam.
Miałam okazje mieszkać z burżuazyjną mniejszością irańską zakochaną w swoim systemie państwowym, to też zaburzało mój odbiór, tego co dzieje się w Iranie.
Kilka tygodni spędzonych w Iranie sprawiło, że przestałam myśleć o tym kraju, jako o wolnym świecie, jako ostoja dla tych którzy cierpią z powodu braku elementarnego prawa do wolności.
 Prawdą jest że Iran jest krajem przepięknym , ale to kraj o którym bardzo ciężko jest powiedzieć, że to kraj ludzi szczęśliwych. 
Więcej zdjęć na: