środa, 1 sierpnia 2012

ZWYCZAJNIE


Podobne do motyli, ale czarno – biale i oddajace dzwiek cykad. Bzyczenie much, muszek, komary, ale nie gryzace, psy obok siedzace. Przede mna step, laka z kiepskawa trawa, dalej stado jakow i dwa konie, a na nich dwoch chlopcow – Tupsio i Ciechla, pilnujacych stada. Po lewej stronie wzgorza zalesine lichymi, ale drzewami, trzy osady gerow, daleko droga, po ktorej tylko czasem przejezdza jakis samochod, czesciej motory. Po prawej moj ulubiony pejzaz, gory o delikatnie zaokraglonych wierzcholkach, na ktorych chmury swoim cieniem tworza niepowtarzalne figury, ksztalty, obrazy. I Wielkie Biale Jezioro, z przejrzysta, czysta, swieza i zimna woda. Kapiele w nim przyprawiaja o zawrot glowy. Za mna, teraz juz Ger Camp, bo stoi siedem gerow, w ktorych mieszkaja turysci. Ale ja lubie ten moment, kiedy tu przyjechalysmy ( jeszcze z Zosia ) pierwszy raz. Wtedy bylo dwa gery i jezioro tylko dla nas. Jest boisko do koszykowki i toaleta wolno stojaca J, w oddali mieni sie woda jeziora i powulkaniczny krajobraz. Tuz za mna stoi ger, w ktorym teraz mieszkam razem z 9 osobowa rodzina. Czasami spi z nami jeszcze Suma, ale teraz pelni role przewodnika konnego. Jest na 3 dniowej wycieczce z turystami.
Ema – babcia, wstaje okolo 5 rano i rozpala w piecu, wtedy spi sie najlepiej, bo jest tak cieplutko. Zawsze rano przygotowuje sute – caj – zielona herbate z mlekiem, woda, sola i przelewa do termosu, aby zawsze byla ciepla. I zawsze, gdy przychodzisz do geru, np. Po jakiejs pracy dostajesz sute caj, gosc wizyte rozpoczyna od sute caj, sute caj zawsze i wszedzie J. Ema, ubiera Del – tradycyjny stroj mongolski i okolo 8 rano idzie doic jaki i konie. Jest wlascicielka 50 sztuk jakow, ale doi tylko te, ktore maja male jaczki. Wlascicielem koni jest jej syn Amra, koni maja 38 sztuk. Konice J daja mleko tylko w okresie letnim, gdy maja zrebaki. Eryk – mleko konskie, to najlepsze co w zyciu pilam. Z tego mleka Mongolowie robia wodke. I o tej wodce nalezy napisac osobny post ;). Wracajac do Emy, dojenie zwierzat zajmuje jej wiekszosc dnia, bo babcia kilka razy dziennie wykonuje ta czynnosc. Przygotowuje tez pyszne, niemiesne dla mnie jedzenie, co w mongolskich warunkach jest nielada sztuka.
Na sniadanie jem ciastka z maslem z mleka jaka, albo chleb z tym samym maslem, ale chleb to luksus J. Na obiad zupa mleczna z makaronem, oczywiscie zrobionym recznie, wysuszonym na sloncu lub na piecu i pokrojony w paseczki. Na kolacje duzo usmiechu mojej mongolskiej rodziny J. Sa jeszcze przekaski o poteznej ilosci kalorii : suszone sery w roznych postaciach, slodycze w poteznych ilosciach i wspomniany eryk w litrach J. Mongolowie do tego dodaja jeszcze mieso w kazdej postaci i w kazdej ilosci. O kazdej porze.
Togo jest etatowym mysliwym. Jezdzi na swoim motorku z nielegalna strzelba na nielegalne polowania na chronione marmoty. Coz ja moge, gdy oni uwielbiaja barbekue z marmotem w roli glownej. Gdy patrze na zajadajaca sie 10 osobowa rodzine tymze miesem, wcale nie mysle, ze to obrzydliwe, wrecz przeciwnie im naprawde to mieso smakuje, marmot – stosunkowo niewielkie zwierze, cos jak nasz bobr albo potezna wiewiorka ;), nafaszerowany ziemniakami, wulkanicznymi skalkami,( ktore pozniej sluza do ogrzewania rak), zgrilowany i 10 osob wokol niego przed gerem w kolku z rekami przygotowanymi do obgryzania kosci. Wszyscy sie zajadaja, tlusci po uszy J, tylko ja, co to nie je miesa i wymyslila sobie mongolskie wycieczki, wcinam ogorki konserwowe przywiezione z Polski i salatki naddunajskie od braci Urbankow z Lowicza J.
Dodma, 13 letnia dziewczynka o niebywalej zdolnosci artystycznego wyginania w kazda strone swojego kregoslupa w tej rodzinie pelni role ksiezniczki, ktora w trakcie roku szkolnego mieszka w Ulaanbaatar i chodzi do szkoly jezykowej i trenuje swoje gimnastyczne talenty, ale w trakcie wakacji, ksiezniczka zamienia sie w bardzo dojrzala, posluszna corke i wnuczke pomagajaca we wszystkich codziennych czynnosciach swojej babci. Razem grywamy w koszykowke, ucze ja plywac w jeziorze i uczymy sie nawzajem jezykow i polskiego i mongolskiego. Piekna dziewczyna. Moze na nastepne wakacje przyjedzie do Polski...
Gdy rano wstajemy zawsze swieci slonce, po poludniu przez jakas godzine pada deszcz, wieczor jest juz bezchmurny. Jest wysoko 2060 m n.p.m. wiec cieple ciuchy sa wskazane. Gdy zapada zmrok zapalamy swieczke i szykujemy sie do snu, kazdy ma swoje miejsce w gerze i wie co robic J.

NIEBO


Przy dzwiekach Modern Talking gnamy rodzinnie przez mongolskie stepy. W samochodzie jest nas 10 osob. Jakiez dla mnie zaskoczenie ze w Mongolii wszyscy spiewaja. Wszyscy umieja i spiewaja. A ja? Tu nie mam blokady. I ja spiewam...chery, chery lady...:). Za oknem cudne jezioro, a z kazdej strony wznosza sie gory. Nie ma drzew. Czy ja jeszcze pamietam, jak wygladaja drzewa? Ups, czasem dziury w nieasfaltowej drodze sa tak duze, ze wpadajac do nich zmieniamy nasze polozenie w srodku samochodu. Jest w nim porzadny gwar ;). Mijamy kolejne stado koni pasacych sie wsrod suchej trawy stepow. Wielkie Biale Jezioro lezy na wysokosci 2060m n.p.m. , woda w nim przeswituje, jest ciepla i smialo mozna sie w niej zanurzyc. Wulkaniczne otoczenie, skupiska skal, pasma zieleni, kilka polwyspow. I kolejne stado, tym razem barany wymieszane z kozami. Kolorow wsrod nich mnostwo. Kazdy z nich jedyny w swoim rodzaju. Przejezdzamy samochodem posrod nich, ale kierowca nigdy nie trabi na zwierzeta. Zwalnia, czeka, az przejda. Maja duzy respekt do swoich zwierzat. Szanuja i zwierzeta i siebie nawzajem – przytulaja sie i dotykaja. Tylko nie po glowie, wlosy moze dotykac tylko zona mezowi i odwrotnie, dzieci glaskac mozna tylko swoje J. Moich wlosow tez nie dotykaja, ale bacznie obserwuja. Fakt ich koloru, nie pozostawia obojetnie nikogo. Zolte...no dobra, dotykaja, ale zawsze pytaja czy moga J.
Drogi w Tariat. Sa wszedzie, nie ma czegos takiego jak asfalt. I moze i dobrze, bo lepiej sie jezdzi, gdy mozesz sobie wybrac, ktora droga pojedziesz i tylko dobry kierowca wie, ktora wybrac, aby mniej rzucalo J. Mialam okazje jezdzic roznymi srodkami transportu i z roznymi drajwerami, wiem co mowie.
Tradycyjna muzyka mongolska stworzona na  potrzeby dlugich przejazdow z miejscowosci do miejscowosci. Gdy podrozujesz po Mongolii nigdy nie wiesz czy trasa jaka planujesz przebyc  zajmnie Ci 12 godzin czy 24. W Mongolii wszyscy maja czas...do czasu oczywiscie, tu, zyje sie w rytm muzyki mongolskiej, spokojnie, z szacunkiem do przyrody, do tego co daje natura. Jest czas na to, aby poczuc, zastanowic sie, zobaczyc. Zrozumiec. Uwielbiam te muzyke.
Del – tradycyjne stroje Mongolow nie sluza tylko na pokaz, nie sa ubierane tylko na najwieksze swieto Naadam. To praktyczne, cieple i uzywane w codziennych czynnosciach ubranie, ktore w Tariat nosi kazdy. Ja tez. Przy dojeniu zwierzat, jezdzeniu na koniu, motorem stroj wrecz jest obowiazkowy. A jak w nocy juz nie masz sily jechac dalej, to stroj swietnie sprawdza sie jako spiwor, bo jest cieply, robactwo przez niego sie nie dostanie, smialo mozna lezec na trawie i ogladac czarne niebo pelne gwiazd i ksiezyc prawie w pelni.
Dojezdzamy do domu. Do Tariat, ktore jest usytuowane 12 km od jeziora. Miasteczko w ktorym mieszka 6000osob, ale zima, teraz jest puste. Podobno wszyscy sa gdzies w przestrzeni mongolskiej. W gerach, na wioskach. W Tariat jest 20 sklepow, 4 stacje benzynowe,2 banki, szkola, szpital, klub, jeden hotel, jeden guest hause, w ktorym ja mieszkam, stadion i pewnie cos jeszcze, czego nie zdazylam odkryc. Kosciolu nie ma. Ktos mnie zapytal czy w Tariat jest niedziela...hmmm, niedziela jest, ale nie taka, jaka my mamy w Polsce J. Wracajac do sklepow i ich ilosci. Tak to juz jest w naszym zyciu, ze przeciez kazdy w koncu musi zaczac pracowac, sie ustatkowac, najlepiej miec rodzine i dzieci. Taki trend spoleczny. I to tez tak dziala w Mongolii, w Tariat rowniez. Nie ma fabryk, rolnictwo nie ma prawa w takich warunkach wystepowac, co zostaje? Handel. A wiec wszyscy maja sklep. Kazdy sklep znajduje sie w domu. W kazdym sklepie znajdziesz te same produkty. Owocow brak. Z warzyw stale trio: ziemniak, marchew i cebula. Na polkach stoi tez „ Salatka nadzwyczajna”, „ leczo pieczarkowe” ,” ogorki konserwowe” , czasem ananas w puszce. Pyszne soki aloesowe z cukrem lub bez. Jest Coca-cola i snikers, draze kokosowe Korsarze ze Skawy obowiazkowo. Zupki koreanskie i mnostwo slodyczy wszelakich.
Sa zabawki dla dzieci i kosmetyki dla ksiezniczek. Papier toaletowy tez jest Ji plastiki rozne. Sitka. Wiaderka.
Co z woda? W Tariat jest publiczna, platna studnia. Bierzesz wozek, banke i jedziesz po wode, jeszcze w tamta strone radzilam sobie celujaco, z powrotem bylo gorzej. Prysznic tez jest publiczny, platny. Ale ciepla woda jest, czasem nawet za goraca. Raz w tygodniu warto skorzystac. Nad jeziorem woda jest wiadomo skad J, ale dopiero, jak masz ja w bance doceniasz kazda krople. I nawet pojecia nie mialam, w jak malej ilosci wody potrafie umyc sie cala.
I moze to wszystko brzmi dziwnie, ale w Tariat jest tak pozytywny klimat, slonce, ktore nie meczy, insekty, ktore nie gryza, a spidermany sie tylko usmiechaja, jest tam tyle dobrej energii i tylu fajnych ludzi, ktorzy pomimo trudnych warunkow, jakie maja, radza sobie wysmienicie, a przy tym ten ich wieczny spokoj i urzekajacy brak nerwow mnie rozbraja.