środa, 1 sierpnia 2012

ZWYCZAJNIE


Podobne do motyli, ale czarno – biale i oddajace dzwiek cykad. Bzyczenie much, muszek, komary, ale nie gryzace, psy obok siedzace. Przede mna step, laka z kiepskawa trawa, dalej stado jakow i dwa konie, a na nich dwoch chlopcow – Tupsio i Ciechla, pilnujacych stada. Po lewej stronie wzgorza zalesine lichymi, ale drzewami, trzy osady gerow, daleko droga, po ktorej tylko czasem przejezdza jakis samochod, czesciej motory. Po prawej moj ulubiony pejzaz, gory o delikatnie zaokraglonych wierzcholkach, na ktorych chmury swoim cieniem tworza niepowtarzalne figury, ksztalty, obrazy. I Wielkie Biale Jezioro, z przejrzysta, czysta, swieza i zimna woda. Kapiele w nim przyprawiaja o zawrot glowy. Za mna, teraz juz Ger Camp, bo stoi siedem gerow, w ktorych mieszkaja turysci. Ale ja lubie ten moment, kiedy tu przyjechalysmy ( jeszcze z Zosia ) pierwszy raz. Wtedy bylo dwa gery i jezioro tylko dla nas. Jest boisko do koszykowki i toaleta wolno stojaca J, w oddali mieni sie woda jeziora i powulkaniczny krajobraz. Tuz za mna stoi ger, w ktorym teraz mieszkam razem z 9 osobowa rodzina. Czasami spi z nami jeszcze Suma, ale teraz pelni role przewodnika konnego. Jest na 3 dniowej wycieczce z turystami.
Ema – babcia, wstaje okolo 5 rano i rozpala w piecu, wtedy spi sie najlepiej, bo jest tak cieplutko. Zawsze rano przygotowuje sute – caj – zielona herbate z mlekiem, woda, sola i przelewa do termosu, aby zawsze byla ciepla. I zawsze, gdy przychodzisz do geru, np. Po jakiejs pracy dostajesz sute caj, gosc wizyte rozpoczyna od sute caj, sute caj zawsze i wszedzie J. Ema, ubiera Del – tradycyjny stroj mongolski i okolo 8 rano idzie doic jaki i konie. Jest wlascicielka 50 sztuk jakow, ale doi tylko te, ktore maja male jaczki. Wlascicielem koni jest jej syn Amra, koni maja 38 sztuk. Konice J daja mleko tylko w okresie letnim, gdy maja zrebaki. Eryk – mleko konskie, to najlepsze co w zyciu pilam. Z tego mleka Mongolowie robia wodke. I o tej wodce nalezy napisac osobny post ;). Wracajac do Emy, dojenie zwierzat zajmuje jej wiekszosc dnia, bo babcia kilka razy dziennie wykonuje ta czynnosc. Przygotowuje tez pyszne, niemiesne dla mnie jedzenie, co w mongolskich warunkach jest nielada sztuka.
Na sniadanie jem ciastka z maslem z mleka jaka, albo chleb z tym samym maslem, ale chleb to luksus J. Na obiad zupa mleczna z makaronem, oczywiscie zrobionym recznie, wysuszonym na sloncu lub na piecu i pokrojony w paseczki. Na kolacje duzo usmiechu mojej mongolskiej rodziny J. Sa jeszcze przekaski o poteznej ilosci kalorii : suszone sery w roznych postaciach, slodycze w poteznych ilosciach i wspomniany eryk w litrach J. Mongolowie do tego dodaja jeszcze mieso w kazdej postaci i w kazdej ilosci. O kazdej porze.
Togo jest etatowym mysliwym. Jezdzi na swoim motorku z nielegalna strzelba na nielegalne polowania na chronione marmoty. Coz ja moge, gdy oni uwielbiaja barbekue z marmotem w roli glownej. Gdy patrze na zajadajaca sie 10 osobowa rodzine tymze miesem, wcale nie mysle, ze to obrzydliwe, wrecz przeciwnie im naprawde to mieso smakuje, marmot – stosunkowo niewielkie zwierze, cos jak nasz bobr albo potezna wiewiorka ;), nafaszerowany ziemniakami, wulkanicznymi skalkami,( ktore pozniej sluza do ogrzewania rak), zgrilowany i 10 osob wokol niego przed gerem w kolku z rekami przygotowanymi do obgryzania kosci. Wszyscy sie zajadaja, tlusci po uszy J, tylko ja, co to nie je miesa i wymyslila sobie mongolskie wycieczki, wcinam ogorki konserwowe przywiezione z Polski i salatki naddunajskie od braci Urbankow z Lowicza J.
Dodma, 13 letnia dziewczynka o niebywalej zdolnosci artystycznego wyginania w kazda strone swojego kregoslupa w tej rodzinie pelni role ksiezniczki, ktora w trakcie roku szkolnego mieszka w Ulaanbaatar i chodzi do szkoly jezykowej i trenuje swoje gimnastyczne talenty, ale w trakcie wakacji, ksiezniczka zamienia sie w bardzo dojrzala, posluszna corke i wnuczke pomagajaca we wszystkich codziennych czynnosciach swojej babci. Razem grywamy w koszykowke, ucze ja plywac w jeziorze i uczymy sie nawzajem jezykow i polskiego i mongolskiego. Piekna dziewczyna. Moze na nastepne wakacje przyjedzie do Polski...
Gdy rano wstajemy zawsze swieci slonce, po poludniu przez jakas godzine pada deszcz, wieczor jest juz bezchmurny. Jest wysoko 2060 m n.p.m. wiec cieple ciuchy sa wskazane. Gdy zapada zmrok zapalamy swieczke i szykujemy sie do snu, kazdy ma swoje miejsce w gerze i wie co robic J.

NIEBO


Przy dzwiekach Modern Talking gnamy rodzinnie przez mongolskie stepy. W samochodzie jest nas 10 osob. Jakiez dla mnie zaskoczenie ze w Mongolii wszyscy spiewaja. Wszyscy umieja i spiewaja. A ja? Tu nie mam blokady. I ja spiewam...chery, chery lady...:). Za oknem cudne jezioro, a z kazdej strony wznosza sie gory. Nie ma drzew. Czy ja jeszcze pamietam, jak wygladaja drzewa? Ups, czasem dziury w nieasfaltowej drodze sa tak duze, ze wpadajac do nich zmieniamy nasze polozenie w srodku samochodu. Jest w nim porzadny gwar ;). Mijamy kolejne stado koni pasacych sie wsrod suchej trawy stepow. Wielkie Biale Jezioro lezy na wysokosci 2060m n.p.m. , woda w nim przeswituje, jest ciepla i smialo mozna sie w niej zanurzyc. Wulkaniczne otoczenie, skupiska skal, pasma zieleni, kilka polwyspow. I kolejne stado, tym razem barany wymieszane z kozami. Kolorow wsrod nich mnostwo. Kazdy z nich jedyny w swoim rodzaju. Przejezdzamy samochodem posrod nich, ale kierowca nigdy nie trabi na zwierzeta. Zwalnia, czeka, az przejda. Maja duzy respekt do swoich zwierzat. Szanuja i zwierzeta i siebie nawzajem – przytulaja sie i dotykaja. Tylko nie po glowie, wlosy moze dotykac tylko zona mezowi i odwrotnie, dzieci glaskac mozna tylko swoje J. Moich wlosow tez nie dotykaja, ale bacznie obserwuja. Fakt ich koloru, nie pozostawia obojetnie nikogo. Zolte...no dobra, dotykaja, ale zawsze pytaja czy moga J.
Drogi w Tariat. Sa wszedzie, nie ma czegos takiego jak asfalt. I moze i dobrze, bo lepiej sie jezdzi, gdy mozesz sobie wybrac, ktora droga pojedziesz i tylko dobry kierowca wie, ktora wybrac, aby mniej rzucalo J. Mialam okazje jezdzic roznymi srodkami transportu i z roznymi drajwerami, wiem co mowie.
Tradycyjna muzyka mongolska stworzona na  potrzeby dlugich przejazdow z miejscowosci do miejscowosci. Gdy podrozujesz po Mongolii nigdy nie wiesz czy trasa jaka planujesz przebyc  zajmnie Ci 12 godzin czy 24. W Mongolii wszyscy maja czas...do czasu oczywiscie, tu, zyje sie w rytm muzyki mongolskiej, spokojnie, z szacunkiem do przyrody, do tego co daje natura. Jest czas na to, aby poczuc, zastanowic sie, zobaczyc. Zrozumiec. Uwielbiam te muzyke.
Del – tradycyjne stroje Mongolow nie sluza tylko na pokaz, nie sa ubierane tylko na najwieksze swieto Naadam. To praktyczne, cieple i uzywane w codziennych czynnosciach ubranie, ktore w Tariat nosi kazdy. Ja tez. Przy dojeniu zwierzat, jezdzeniu na koniu, motorem stroj wrecz jest obowiazkowy. A jak w nocy juz nie masz sily jechac dalej, to stroj swietnie sprawdza sie jako spiwor, bo jest cieply, robactwo przez niego sie nie dostanie, smialo mozna lezec na trawie i ogladac czarne niebo pelne gwiazd i ksiezyc prawie w pelni.
Dojezdzamy do domu. Do Tariat, ktore jest usytuowane 12 km od jeziora. Miasteczko w ktorym mieszka 6000osob, ale zima, teraz jest puste. Podobno wszyscy sa gdzies w przestrzeni mongolskiej. W gerach, na wioskach. W Tariat jest 20 sklepow, 4 stacje benzynowe,2 banki, szkola, szpital, klub, jeden hotel, jeden guest hause, w ktorym ja mieszkam, stadion i pewnie cos jeszcze, czego nie zdazylam odkryc. Kosciolu nie ma. Ktos mnie zapytal czy w Tariat jest niedziela...hmmm, niedziela jest, ale nie taka, jaka my mamy w Polsce J. Wracajac do sklepow i ich ilosci. Tak to juz jest w naszym zyciu, ze przeciez kazdy w koncu musi zaczac pracowac, sie ustatkowac, najlepiej miec rodzine i dzieci. Taki trend spoleczny. I to tez tak dziala w Mongolii, w Tariat rowniez. Nie ma fabryk, rolnictwo nie ma prawa w takich warunkach wystepowac, co zostaje? Handel. A wiec wszyscy maja sklep. Kazdy sklep znajduje sie w domu. W kazdym sklepie znajdziesz te same produkty. Owocow brak. Z warzyw stale trio: ziemniak, marchew i cebula. Na polkach stoi tez „ Salatka nadzwyczajna”, „ leczo pieczarkowe” ,” ogorki konserwowe” , czasem ananas w puszce. Pyszne soki aloesowe z cukrem lub bez. Jest Coca-cola i snikers, draze kokosowe Korsarze ze Skawy obowiazkowo. Zupki koreanskie i mnostwo slodyczy wszelakich.
Sa zabawki dla dzieci i kosmetyki dla ksiezniczek. Papier toaletowy tez jest Ji plastiki rozne. Sitka. Wiaderka.
Co z woda? W Tariat jest publiczna, platna studnia. Bierzesz wozek, banke i jedziesz po wode, jeszcze w tamta strone radzilam sobie celujaco, z powrotem bylo gorzej. Prysznic tez jest publiczny, platny. Ale ciepla woda jest, czasem nawet za goraca. Raz w tygodniu warto skorzystac. Nad jeziorem woda jest wiadomo skad J, ale dopiero, jak masz ja w bance doceniasz kazda krople. I nawet pojecia nie mialam, w jak malej ilosci wody potrafie umyc sie cala.
I moze to wszystko brzmi dziwnie, ale w Tariat jest tak pozytywny klimat, slonce, ktore nie meczy, insekty, ktore nie gryza, a spidermany sie tylko usmiechaja, jest tam tyle dobrej energii i tylu fajnych ludzi, ktorzy pomimo trudnych warunkow, jakie maja, radza sobie wysmienicie, a przy tym ten ich wieczny spokoj i urzekajacy brak nerwow mnie rozbraja.

czwartek, 14 czerwca 2012

Hoiga i Gobi

Jadac setki kilometrow bezdrozami pustynnego terenu uswiadamiasz sobie,jak swiat jest zroznicowany,potezny,bezlitosny. To miejsce prawdziwych skrajnosci. Wiekszosc trasy to kamienisto zwirowe rowniny,ktorymi gnamy naszym Uazem 80km/h. Tylko czasem ogladamy stada baranow koz czasem biegnace konie lub leniwie podazajace gdzies wielblady. Docieramy do doliny Jolyn Am, to pasmo wchodzace w sklad Altaju Gobijskiego. Tu, w dolinie odnajdujemy piekne krajobrazy gor,Mongolow pedzacych na koniach i w najwezszym miejscu doliny lod,potezna tafla lodu przez ktora ciezko przedostac sie na druga strone. Jedziemy dalej przez rowniny,towarzyszy nam mongolska muzyka, pasuje idealnie do scenerii za oknem. Hoiga nasz kierowca mowi tylko w swoim ojczystym jezyku. ale dobrze nam sie jedzie. Spiewa. Uprawia zapasy.I zawozi nas w takie miejsca o ktorych w przewodnikach nie znajdziesz informacji. Najprawdopodobniej obiad jemy u jego cioci, gdzies na Gobi. Przyjmuje nas w jurcie czestuje tym co ma.Usmiecha sie do nas.Pozuje do zdjecia."Ciocia"ma najpiekniejsza jurte w jakiej mialam okazje byc.Na polce ma tez kosmetyki z mojej ulubionej firmy ;> ach jaki ten swiat maly!Po drodze wstepujemy do napotkanych jurt. Natrafiamy na pogon za dzikim koniem. Nasz Hoiga pomagal Mongolom ujarzmic dzikiego konia. Widok nie do zapomnienia,choc przyznam ze wolalabym tego nie widziec. W chwili pzerwy robimy zdjecia wsrod pijacych wode wielbladow,koz a w tle koncertuja barany,raczej becza niz spiewaja;>jedziemy dalej ,a gdy woda sie zagotowala w naszym samochodzie odpoczywamy w cieniu( cienia mamy skrawek z jednej strony samochodu,ale miescimy sie wszyscy,ogladamy zdjecia i wchlaniamy litry plynow,jest jakies 40stopni ). Dojezdzamy do 200 letniego lasu. Widok tych drzew pokazuje starosc. Patrze i widze stare,umeczone drzewa. Sponiewierane. Mam wrazenie ze chce im sie pic. My wypilymy wszystko to co mialysmy na 3 dni w 1,5 dnia. A tu pustynia i zarty sie skonczyly. A przed nami jeszcze dzien na 200m spiewajacych wydmach przy zarze z nieba,przejazdzka po pustyni na wielbladach zakonczona burza piaskowa i bardzo ciezkim powrocie do jurty,cala noc trwajaca burza piaskowa bez mozliwosci wysikania sie,bo toalety znajduja sie jakies 50 czasem 100m od jurt. I powrot do najblizszego sklepu jakies 200km i to wszystko na ostatnich oparach wody mineralnej. Przezyjesz,zrozumiesz. Takie haslo zostalo po burzy piaskowej na Gobi. p.s. juz nigdy wiecej nie wsiadam na wielblada.Pluje.Podrzuca. A na koniec zrzuca!Never! I do dzis go czuja moje nogi;>

Polskosc na Gobi

Wynajmujemy Uaza rosyjskiego z kierowca na pokladzie. Hoiga mu na imie.Choc w samochodzie zmiesciloby sie 6osob na luzie my jedziemy we dwie.I to nie dlatego ze mamy za duzo pieniedzy albo ze byloby nam niekomfortowo albo ze nie lubimy ludzi. Nie po prostu gdy dojechalysmy do Dalanzag okazalo sie ze jest jeden Amerykanin ktory w tej miejscowosci uczy angielskiego Ben,i jeden turysta Italianiec ktory wlasnie wyjezdza,wraca do UB. Jestesmy jedyne,ktore nie pasuja do calej spolecznoci:) i pomimo tego.Ben pomaga nam dogadac cene za samochod. Bierze nas na pyszne noodle i spedzamy milo czas na festynie daleko od europejskiej cywilizacji. To chyba spacerujac po Dalanzadag oswajamy sie z azjatyckim wygladem.Juz nie jest dla mnie nieswojo,dy wchodze do sklepu. A moze dlatego,apropo sklepow,ze do glowy by mi nie przyszlo ze w srodku pustyni gdzies tam w dzikiej Mongolii odnajde czekolade Wedel. moje ulubione kasztanki. kukulki. nasze kompoty. korniszony od Urbankow. ketchup lagodny. wszystko po polsku. Wszystko z Polski. A gdy zwiedzalysmy Balanzag taki czerwony kanion na pustyni spotkalysmy chlopaka i dziewczyne...Belg ale uczy sie polskiego ;). Moze bedziemy potega. Ulubiony serial Mongolow z przed paru lat to Czterej pancerni i pies...uczymy sie slow,bo troche wstyd ze oni spiewaja a my nie;). p.s. Mongolowie gdy maja wypadek samochodowy lub stluczke to zamiast dzwonic na policje,wychodza z samochodow i bija sie. Bija sie az jeden padnie. Zapasy to ich ulubiony sport,moze dlatego taka reakcja. Po 3 piwach wsiadajac za kierownice samochodu, mowi ze juz teraz nie bedzie pil za duzo...50%samochodow to Land Cruser,reszta to rosyjskie Uazy ;> w tych warunkach lepszych nie znajdziesz...szukamy dalej 

Pokora.Przestrzenie.Konie.

Taki obraz po tygodniu bycia w Mongolii zapisal mi sie w glowie. Mongoly to ciepli, otwarci, rozspiewani dobrzy ludzie. Spedzamy z Nimi niesamowite momenty. Uzalezniaja od siebie. Pozwalaja sie polubic od razu, a potem pozostaje Ci uczucie tesknoty. Wsiadajac do autobusu, ktory mial nas zawiesc do Dalanzagad,miejscowosci niedaleko pustyni Gobi,wyruszylysmy w niezapomniana droge przez setki kilometrow mongolskich stepow. Wyruszylysmy z 39 osobami na pokladzie autobusu ( taki polski starej daty ogorek ) w ktorym kazdy mial numer swojego siedzenia. Nasze miejsca okazaly sie przodem do calej reszty ludzi czyli tylem do jazdy ;>. 600km i 13 godzin przed nami. W trakcie calej podrozy czulysmy sie jak w telewizji na zywo, towarzystwo ewidentnie mialo z nas ubaw, a ze pozwolilysmy na to odwzajemniajac usmiech caly autobus swietnie sie bawil, znalazl sie taki jeden wodzirej,ktory pobudzal czesc ludzi w autobusie do gromkich smiechow <smiali sie na pewno z nas,ale konkrety pozostana tajemnica dla nas juz zawsze>.Autobus pozostawia wiele do zyczenia. nie ma klimatyzacji. nie ma toalety. nie ma podpurek pod stopy. nie ma pasow,ani rozkladanych siedzen.A bagaze jada z nami w srodku,bo nie ma bagaznika. Po 4 godzinach jazdy po drogach,ktorych drogami w Europie nazwac sie nie da, zaczynaja sie przymusowe przystanki na wymioty.Sa tez przystanki na toalete,ale jak tu sie wysikac,gdy dookola step,czyli nie ma szans na drzewko lub wiekszy krzak.Jest wielka,potezna przestrzen. Przestrzen jaka trudno sobie wyobrazic. I najpiekniejszy obraz jaki zapisalam to pedzace wolne i dzikie konie.Czasem sa w stadzie i wtedy maja przewodnika. Czasem widac pare koni,pewnie wtedy sa na randce :).A my w tym autobusie gnamy do celu.Nikt nie narzeka.Nie krzywi sie.Nie denerwuje.Z pokora przyjmujemy warunki. p.s.kierowca jest tylko jeden,przez 13 godzin jedzie non stop,szutrem. Dla lubiacych rajdy warunki idealne...a ile kurzu ;)

piątek, 8 czerwca 2012

Bez znieczulenia

Chwila ktora trwa moze byc najlepsza z twoich chwil...i usmiechaj sie do ludzi bo nie jestes sam...idz wlasna droga bo to sens istnienia aby zyc bez znieczulenia...w balaganie miejskim odnajdujemy skrajne Mongolki. Jedna,Meg,uwielbia swoj kraj,jest dumna ze swojej narodowosci. Wychodzac na impreze nas nie zabiera,a po kilku drinkach przyznaje ze nie lubi bialych ludzi :). Jest przewodnikiem turystycznym, ale na kazde nasze pytanie odpowiada zdawkowo: gdzie dobrze zjemy?Jest wiele miejsc z dobrym jedzeniem w UB ;). Mieszka z 20 miesieczna corka -jak na swoj wiek jest mega samodzielna. Sama je. Sama sie bawi. Sama wstaje rano. Urzekajaca. A i jeszcze wyciaga wszystkie rzeczy z plecaka i roznosi po calym mieszkaniu. Jestesmy swiadkami jak zjada karte sim wlasnej matce. To dosc nietypowe dziecko. Gdybym poznala tylko Meg pomyslalabym ze faktycznie w Ulan Bator ludzie zyja z turystow a balagan wynika z ich usposobienia. A gdzie Ci wspaniali Mongolowie? Czy to tylko mit? Druga Mongolka zaczepia nas na ulicy. Nomi. Mowi po polskuNa pytanie gdzie i jak kupic mongolska karte do telefonu,ona zabiera nas swoim samochodem do sklepu i robi to za nas. Duzo opowiada nam o funkcjonowaniu w miescie. O zagrozeniach i poruszaniu sie pieszego wsrod jezdzacych bez jakichkolwiek zasad kierowcow. Zaprasza do siebie do domu. Na dzien na obiad na noc. Ma meza i dwie cudne corki. Nie chca tu mieszkac. Uwielbiaja Polakow i Polske. Spedzamy ze soba niesamowity wiczor przy spiewie hymnu polskiego i tradycyjnych mongolskich potraw-mnostwem miesa. warzyw na parze.ciasta z wody i maki. piwa oczywiscie. meczu Polska-Grecja. Gitary. Towarzystwa Polsko-Mongolsko-Chinskim. Dla kazdego magiczny wieczor pozwala wyciagnac jedna puente: jezyk to zadna bariera, gdy znajdujemy sie wsrod ludzi bliskich naszym serca. Jeszcze to powtorzymy;)

niedziela, 3 czerwca 2012

Buriacja

Mzawka byla wczoraj. Teraz pada. Spieszymy sie na modlitwe za zdrowie najblizszych i za dusze najblizszych. Podazamy do dacanu. Swiatyni tybetanskich buddystow w Buriacji. Wiem ze tam zastaniemy wyjatkowy spokoj. Wchodzimy punktualnie, ale modlitwy juz trwaja. Do srodka zaprasza nas zapach.ktory przyciaga jak magnez. Zapach cedrowych kadzidel. Slodkich. Uzalezniajcych. Dacan przyciaga rowniez swa kolorystyka. Wylaniaja sie cztery podstawowe kolory - zolty. blekitny. zielony i czerwony. to moje ulubione barwy. W srodku jest ns 5 osob. Godzinna modlitwa wprawia nas w stan blogiej checi spania. Zbyt duza roznica w rozumieniu religii.,jak na pierwszy raz. Beda nastepne. Na sam konic modlitwy dostajemy po garsci slodyczy i uwage zeby nie krzyzowac nog w trakcie modlitwy,aby energia mogla przeplywac. Na zewnatrz  zwracam uwage na mlynki modlitewne i na stupy,rodzaj symbolicznego grobowca. i na jakas taka inna cisze ktora tam panuje. Jak ja lubie takie miejsca. Jest w nich magia. W Ulan Ude tez pojdziemy do dacanu. Najwiekszego w Buriacji. zoBaczymy tez najwieksza glowe Lenina;> p.s. Buriatki maja olsniewajaco dla mnie inna urode...  

Chlosty na BANII

Zosia jest juz w srodku, ja sie lekam,boje. Zastanawiam dluzsza chwile. Wchodze. Zapiera dech. Nie pozwala oddychac. Powoduje dziwne uczucie wydostawania sie wody z wewnatrz ciala na zewnatrz. Wody z kazdej czesci ciala. Z kazdego otworu jaki mam,z kazdego malego niewidocznego pora wydostaje sie woda. Ucieka. W palenisku widze rozgrzane kamienie. Obok plastikowa beczka z woda. I brzozowe galazki do biczowania. Domek jest caly z drewna. wilgotnosc 100% albo wiecej. Patrze w lustro. Z czola leje sie rzeka. Na calym ciele sa wielkie krople deszczu:)...slysze Zosie...czemu jej nie widze?Bo ona jest w bani a ja w poczekalni. Nie daje rady. Wybiegam...i pomyslec ze trwalo to jakies 60 sekund ;). Zosia miala dluzsza i bardziej urozmaicona banie. A wszystkie toksyny wybiczowala z siebie brzozowymi galazkami. Laznia parowa w Syberii jest u kazdego na podworku. Najpierw nagrzewasz cialo do wrzacej temperatury,po to aby wybiec i schlodzic je w cudownym ale zimnym Bajkale. Za chwile wracasz do bani...itd. Uczucie niezapomniane. 

Glebinowa Syberia

Fascynuje. Wciaga. Najglebsze jezioro swiata. objetosc wod jest porownywalna do Morza Baltyckiego. W Jeziorze Bajkal jest 20 %zasobow slodkiej wody w jeziorach na Ziemi. Biologicznie najbardziej zroznicowane jezioro a jego swiat roslinny i zwierzecy jest unikatowy. Jest tysiace gatunkow traktujacych w wiekszosci jako endemity w tym miejscu.  Gdy po jednej stonie wod lagodne brzegi zachecaja na leniwe bycie na plazy, lezac przykryta pod kocem, ale w cudnym towarzystwie wszelakich zwierzat moge ogladac szczyty gor po drugiej stronie wybrzeza. slysze delikatny swist piaskow- to spiewajace wydmy. Na chwile zamykam oczy, czuje las,a w nim zapach swierku, tu syberyjski,modrzew,sosna,jodla tez syberyjska i zapach cedru,czyli naszej limby-zapach kory  balsamiczny zapach cedru syberyjskiego zostaje ze mna na zawsze...Lasy syberyjskie maja po 200 lat. Na Olchonie-wyspie ktora darze wielkim sentymentem najlepiej oglada sie naturalny step. Przypominaja mi sie lekcje geografii, na ktorych probowalam to sobie wyobrazic. Dzis juz nie musze. Na polnoc wyspy wyruszamy w poszukiwaniu najwiekszej zagadki wod bajkalskich- foki bajkalskiej nerpy. Jedyna slodkowodna foka, nikt nie odpowiada na pytanie skad wziela sie w jeziorze. Jest ich podobno 67tys. Dozywaja 56lat. Pod woda przebywaja nawet do 70min. Moga plywac 25km na h i nurkowac do 300m. W polowie marca rodza sie mlode 4kg zielono zolte foczki. A po dwoch tygodniach zmieniaja kolor na bialy. Sa niewidoczne na sniegu:> ach ta natura! Niestety mysliwi i klusownicy caly czas polujac na nie zmniejszaja ich ilosc. Nerpa to rasowy endemit Bajkalu. Symbol. Odnajduje ja dopiero w muzeum . Na szczescie zywa :). Tu tez nabieram wiedzy na temat 27 endemicznych rybach jakie zyja w Bajkale. Najslynniejszy i przepyszny jest omul. Jego cialo przecietnie mierzy 30cm i wazy jakies 0.4kg. Omul to podstawowy skladnik jedzeniowy nad Bajkalem. Zjesz go ugotowanego w zupie . Wedzony. Smazony. Faszerowany. Suszony. Zawsze swiezy. Zawsze pyszny. Choc patrzac w jego zgrilowane oczy mysle ze go bolalo i pieklo...otwieram i zamykam.Wdycham i wydycham. Nasluchuje...Syberia!

czwartek, 31 maja 2012

Olchonskie emocje

6h darmowego masazu jadac szutrowa droga, przeprawa statkiem przez Bajkal i w koncu docieramy do wioski Chuzyr na wyspie Olchon, gdzie blisko tego miejsca glebokosc jeziora siega 1637m a pieknosc oniesmiela najwiekszego hojraka :).  Olchon to wyspa stepowo tundrowa. Wyspa wolnosci, gdzie krowy same wychodza i wracaja ze spacerow. Gdzie konie choc nie dzikie nie wiedza co to zagrody. Psy obdarowuja Cie mnostwem ciepla, a koty,ak to koty,gdy juz sie najedza ida sobie. Niedaleko Chuzyru jest ulubione miejsce foki Nerby, foki ktora zyje tylko w Bajkale.  Przyroda jaka na nas tu czeka zapiera dech w piersiach. Wjezdzajac na Olchon wkroczylysmy do innego swiata. Tu wszystko jest dla nas inne. Wioska w ktorej mieszkamy ma zabudowe wylacznie drewniana. Glowna ulica jest tak szeroka ze wszelkie poajzdy poruszajace sie po niej jezdza jak chca. nie obowiazuja tu zadne uliczne zasady. My poruszamy sie po wiosce wielkim UAZem badz w kabinie przedniej badz na pace. Pietia,miejscowy facet nie pozwala nikomu prowadzic jego UAZa a on przez wszystkie dni jest na ostrym gazie. To Pietia po raz pierwszy zawozi nas na gore Szamanke i pokazuje piekno tego jeziora. To On wprowadza nas w Chuzyrska spolecznosc.Olchon to czas poznawania. Miejsce emocji wszelakich. Wrocimy tu zima.  

środa, 23 maja 2012

co jemy

i tu moze byc zaskoczenie. Ludzie w naszym wagonie uwielbiaja zupki chinskie i na msl o ich zapachu troche mnie odrzuca:>. Jest restauracja do ktorej dzis sie wybieramy. Co jakas godzine chodzi pani z restauracji i poleca to pierozki. To lody. To piwo. Na stacjach faktycznie pojawiaja sie ludzie ze sprzedaza obwozna jedzenia i u nich mozna kupic swiezy obiad. Niestety w wiekszosci miesny. Na stacjach rowniez sa sklepy z odpowiednia marza ale mozna kupic chleb. coca cole. piwo. czy co tam tylko chcemy. Przykladowa cena pysznego obiadu u babuszki to 10 zl. Woda 2l w sklepie na stacji 13zl. Piwo 2l 13zl ;> Poza tym pomiedzy stacjami kreca sie rozni ludzie i maja dla ns rozne propozycje. Poczawszy od orzeszkow, poprzez lody ciastka az do ciuchow i pamiatek. Nie mam zbytniego apetytu ograniczam sie do kanapek z serem i pysznymi pomidorami i papryka jeszcze z Moskwy. Adam sie polskimi cukierkami i wszystkim tym czym czestuja nas nasi towarzysze. Zosia podjada kabanosy ;) 

Wierzchnie lozko

Kolejny poranek w malutkim swiecie na wierchnym lozku. Budze sie instynktownie za oknem zaskakujace obrazy. Brzozki cieniutkie. Trawy coraz mniej. Iglakow coraz wiecej. Duzo suchych drzew. Polcie wypalonych lasow. Wszystkie miejscowosci wygladaja podobnie. Drewniane chatki, czasem kolorowe, ale piszczace bieda. Denerwuje mni ich podejscie do smieci. oni wszystko wyrzucaja pod siebie, nawet Prowadnica z okna pociagu. Wczoraj probowalam wyjasnic rosyjskim chlopcom dlaczego zgniatam butelke plastikowa,ich wniosek byl jeden:Polska jest tak mala, ze musimy wszystko gniesc. No coz przydalaby im sie edukacja w kwesti ekologii.;> Moj zegarek nastawiony na czas miejscowy. 7 godzin do przodu od polskiego. W Irkucku bedzie 8:>. Mam ambicje dostosowac sie jeszcze w pociagu do panujacych warunkow. Wszyscy tu zyja czasem moskiewskim,aby byl jakis lad i porzadek na dworcach.Trzeba przyznac ma to sens. Od wczoraj juz tak upalnie nie jest. Wieczorem temperatura spada znacznie, co umozliwia dobre spanie. Ja z tym oczywiscie problemow nie mam zadnych. Zasypiam kolo 1. Wstaje o 9 nieprzytomna,ale wyspana. Wiadome rowniez bylo, ze w koncu z kims sie zintegrujemy. I Bylo pare opcji, ale wypadlo na dwoch ruskich chlopakow. Wczoraj czas zlecial pod haslem ruskie kontra polskie. polskie kontra ruskie. ;) Byly szachy ,tu naszczescie Polska wygrala. Byly karty, Rosja nas rozgromila. W konkurencji picia piwa nie wzielysmy udzialu ;>. I tak  bardzo milej atmosferze opowiesci polsko rosyjskich dojechalismy az do Krasnygorodu. 30 min przerwy i dalej na wchod. p.s. dziekuje Brad za doladowanie. teraz bede baczniejsza. pozdrawiam wszystkich czytajacych. 

wtorek, 22 maja 2012

Hotel na kolkach

Zaschniete gardlo zmusza do otwarcia oczu. Upal. Duchota. slysze poruszenie w naszym wagonie. Spogladam przez okno i widze duzo ludzi,juz nie Europejczykow. To chyba Burjaci. Na zegarku widze 10 rano, ale to czas miejscowy. Nasz polski to 5 rano. Wychodze, nieprzytomna,bo spanie jeszcze kolacze sie po glowie, NOWOSIBIRSK. Acha czyli juz Syberia. Czyli juz Azja. Po chwili zauwazam ze w wagonie nasi wspotowarzysze tez sie zmienili. Teraz to my jestesmy w mniejszosci. Juz coraz mniej europejskich, dla nas naturalnych twarzy. To my zaczynamy wygladac dziwacznie wsrod standardow. Przyrodniczo:upal: o 10 jakies 22 stopnie. ale kontynentalne sloncebardziej i mocniej  czuc. Jest zielono. Drzewa wysokie, ale cieniutkie. Trawa,zolte kwiatki,chyba mlcze ale pociag tak pedzie ze nie potrafie zlokalizowac. Coraz czesciej pojawiaja sie puste przestrzenie... hotel coroz przyjmuje nowych wspotowarzyszy. Od Moskwy jedziemy waska grupa stalych gladaczy sie nawzajem. Pociag jest stary. W toalece okno sie nie otwiera,ale nic nie odrzuca, nic nie obrzydza. Jest czysto. Pani Prowadnica dba o warunki i o Nas wszystkich. Woaj w nocy podejrzalam,jak handluje alkoholem...radzi sobie kobieta! Hotel na kolkach mknie 130km na godzine tak najszybciej. A my tu sobie zyjemy. Wymieniamy sie usmiechami,krotkimi opowiadaniami,czestujemy cukierkami ktore Zosia przywiozla z Polski. Dajemy i dostajemy. Dzis opuszcza nas moj sasiad ktory w dalszym ciagu nie zmienia swego ubioru. Jest radosc. ;)

Pociag do Syberii...

Jest 18 czasu moskiewskiego. Od 39 godzin jedziemy Transybirem w kierunku wschodnim. Za oknem chalupki drewniane,czasem murowane. Ale tylko od czasu do czasu. W wiekszosci to lasy,pola,laki, lasy. Podobne do naszych polskich :>. I tak sobie mysle ze przejazdzka takim pociagiem uswiadamia mi wielkosc naszej Ziemi. Samoloty ja skracaja. Jedziemy kilometr po kilometrze. Od miejscowosci do miejscowosci. Zosia wydrukowala postoje o ktorej godzinie ile trwa i gdzie. Uwielbiam rosyjskie pociagi za punktualnosc. To wrecz niemozliwe,pociag na trasie Moskwa- Irkuck jedzie 84 godziny. W malenkiej miejscowosci ma postoj 1 minute i dokladnie wjezdza na peron o danej minucie. Samej mi sie w to nie chce wierzyc;). Nie szarpie, nie kolysze. Jedziemy w wagonie z 58 innymi ludzmi. Wspolnie przemierzamy kawalek swiata. Zyjemy. Razem, a kazdy osobno. Jeszcze zeby tylko wszyscy podchodzili do spraw higienicznych rozsadnie i systematycznie nie byloby o czym pisac;> Jak tak sobie siedzisz w swoim malutkim swiecie i glowna czynnoscia ktora mozesz robic to obserwacja to widzisz,ze sasiad z lozka obok od 2 dob nie sciagnal spodni dzinsowych w miare obcislych,skarpetek bawelnianych,koszulki...no kurde nawet zebow nie myje,no chyba ze mydlem z wc! Kurde,ach Ci faceci!;> Dobrze ze my jedziemy w tym wagonie, bo jako jedyne mamy otwarte okno. Pogoda upalna. jakies 25 stopni na zewnatrz. Tu troche wiecej. Jest samowar z wrzatkiem. Pani Prowadnica mila i usmiechnieta. Bardzo poczciwa. Zbiera smieci. Myje podloge. W wc jest woda, papier. Co 30 minut przejezdza bar na wozku z zimnym piwkiem i parowka w ciescie;>. My mamy staly harmonogram dnia. Wstajemy kolo 10. Jemy sniadanie. Toaleta poranna. Spacer na astanowkach. Czytamy relaksujemy sie. Obiad. Spacer. Obserwacja. Relaks. Szachy - staly punkt programu. poki co w partiach jest 1:1 ! Sluchamy Amy na kindle. Toaleta. Spacer i spanie. Prawie jak w sanatorium ;> . Uwielbiam mieszkac w malutkim swiecie w ciaglym ruchu z dostepem do reszty swiata :>

piątek, 18 maja 2012

Czas podsumowan

Start 29 kwicien 2012. Wroclaw. godzina 10.00. 20 dni w trasie. 2 plecaki. 23kg. 1000 euro w kieszeniach. Corka i mama 24 h na dobe. :) Dla mamy najlepszy moment wycieczki: metro urzeklo w Saint Petersburgu, a w Moskwie zawladnelo. Najlepsza kawa w Rydze. Najlpsze jedzenie u Toniego w Warszawie. Najlepsze spanie u Egle w Talinie. Najlepszy przwodnik po Wilnie Stanislawos. Najlepszy Dien Pobiedy w Saint Petersburgu z Peterem.  Najlepsze powitanie w Pietrozawodsku przez Eile. Najlepsze i najwiecej Monaserow w Novgorodzie. Najlepsi ludzie sa w Moskwie. Zauroczona i nikt jej tego nie odbierze. Zabierze ze soba ;) na zawsze. Dla mnie: najlepszy zapach bzow pozostajacy w pamieci foever,granatowa noc w Novgorodzie, mosty w Saint Piterze, dyskoteka w Pietozawodsku, muzyka w pociagu, chwile z mama bezcenne... 

zapach bzu, palonych swieczek,

MOSKWA. To dla niej rezerwuje zapach bzu. Unosi sie wszedzie. Zapach bzu jst wspanialy. Bez to oznaka nadchodzacego lata. Wszedzie jest zielono. Ptaki wyspiewuja wszelakie melodie. Zapach palonych monastyrskich swiec. Przepiekne Rosjanki i wycwiczeni Rosjanie.  Metro. Podobno dziennie korzysta z niego okolo 10mln ludzi. To tyle co w Londynie i Nowym Jorku razem. Wybudowali go robotnicy. Zaczeli od1930 roku Metro mozna zwiedzac i podziwiac godzinami. Monastyry ktore odwiedzamy maja swoisty klimat spokoju i poczucia przebywania z przyroda. Dzisiejsza cerkiew Matki Boskiej Kazanskiej  wchlania, zachwyca. Az nie chce sie stad wychodzic. Dzis slonce za moskiewskim ciezkim smogiem. Ale wroci. Wiem.:). Dzis przyszedl czas na sentymenty,niebawem niektorzy z nas wroca do domu. Przyjdzie czas na rozstanie. Ale najpierw wielkie przywitania :)

24 h na dobe

Jest 4.58, to pierwsza minuta na ziemii moskiewskiej. Moskwa to nie Rosja. Rosja to nie Moskwa. Tu swiat toczy sie w swoim klimacie. Jestesmy po powaznej 8 godzinnej saunie, wychodzimy z pociagu, ktory pokazal oblicze innego standardu tego kraju. Okna zamkniete, wagon stary a my na gornych lozkach przy przejsciu, kolo toalety. W srodku zapach zeszlotygodniowych skarpetek No coz, trzeba to napisac, najgorsze miejsca mialysmy my :). Ja wlaczylam Mandalay i zamknelam oczy. Odlecialam. Mama wchlaniala klimaty na zywca ;0 Spac jej nie bylo dane. Ale to za nami, teraz mamy nowe wyzwanie, trafic do mieszkania do Wyeczeslawa. A to nie takie proste w miescie 12 mln ludzi, w jednym z najwiekszych miast. Pierwszy wdech moskiewskiego smogu i ruszamy : w poszukiwaniu METRA ;).. Po bardzo dobrych doswiadczeniach z metrem w Sain Piterze z nadzieja wchodzimy w pajeczyne. Jest potezne, ma 14 linii, ktore przecinaja sie, nachodza na siebie, sa podluzne i okrezne, kilkupietrowe. A wnetrza budynkow to muzea, az nie chce sie z nich wychodzic. Za 28 rubli, nasze 2,8 zl, mozesz zwiedzic podziemia wszystkich stacji, ale zajeloby to caly dzien.. Ludzie jak mrowki, biegaja w ta i z powrotem. Zatrzymuje sie, obserwuje, dokad oni tak pedza...?Po chwili same wpadamy w wir tego pedu, tu nie da spacerowac. , Dzieki temu, ze mundurowi nas pilnuja nie ma obawy i niebezpieczenstwa. Dzieki temu ze mamy przewodnik i wygladamy na zagubione, wylapujemy dobre dusze, one zawsze sa tam gdzie byc powinny :). Metro robi na Nas potezne wrazenie. Ludzie takze. Po jakies godzinie wychodzimy z labiryntu i z sukcesem jestesmy na odpowiednim przystanku :) VDNCh. Po prawej mijamy hotel, mial byc duzy, jest mega duzy. Czuc stalice. W oddali widzimy pomnik zwyciestwa. Jeden z wielu tu takich, ale jego wielkosc rozsmiesza mnie. Docieramy. Jest 7 z minutami. Wyeczeslaw jeszcze spi, ale juz wiem, ze dobrze trafilysmy, ze w tym domu jest dobra energia. Pijemy kawe, myjemy sie i idziemy spac ;)

wtorek, 15 maja 2012

Fizycznosc. Czyli jak to jest gdy noc nie jest czarna

Uwielbiam slonce. a tu, slonce od wczesnego ranka do poznych godzin polnocnych jest na niebie w " zenicie ". Po pierwsze jest kazdego dnia. po drugie zawsze wysoko. I to mi sie podoba. Jedziemy elektriczka - najtanszym pociagiem w Rosji. Siedzenia w pomaranczach az od koloru w oczach sie mieni. Plastiki. twarde bardzo. Wagon na jakies 70 osob. Siadamy w miare pustym wagonie. Za chwile widze jak wchdzi gromada wrozek cyganek i juz wiem ze bedziemy podrozowac razem...siadaja obok. Po jakis 15 min wszystkie podchodza do nas i zaczynaja wrozyc. My dostajemy oczoplasu pilnujac wszystkich toreb jakie  mamy. mChca moje perfumy i takim oto sposobem pol wagonu zaczyna pachniec Giordani Gold White. firmy wszystkim nam znanej. :>.. . Idziemy do mojego ulubionego baru przydroznego w Vielikim Novgorodzie. Jak na bar przystalo spotykamy tu roznosci ludzkie. Takie juz moje szczescie ze jak w barze jest dziecko ponizej 6 roku zainteresuje sie wlsnie na. Hmna. A moze to ja te dzieci przyciagam? W kazdym badz razie zakolekowuje sie z 4 letnia Alona. Jemy obok siebie. A w barze schludnie. Czysto i swojsko. Glownym daniem jest setka wodki dla panow. bez popitki oczywiscie. i rybka z ziemniakami dla pan. Dla dzieci losos solo... W elektriczce siedzimy obok 3 letniego lobuza. Ja jestem za tym aby wsadzic go do karcla, mama daje mu mietusa... W domu Pavla mama czuje sie bardzo swojsko i dobrze. Ja robie danie standardowe nalesiki. Mama i Pavel razem robia bigos ze szczesliwym i pysznym zakonczeniem :>...Poznym wieczorem wybieramy sie z Pavlem na dworzec po bilety. Rozmawiamy o najpiekniejszych dla nas miejscach i czuje  srodku,ze te miejsce w ktorym jestem jest magiczne. Tu niebo nigdy nie jest czarne. Okolo 23 robi sie granatowe i takie zostaje. I ciesze sie ze robi sie ciemno bo miasto noca ma dusze, bo miasto noca mnie pochlania, bo miasto noca jest cieple i romantyczne... 

niedziela, 13 maja 2012

ruska dyskoteka 3 czuje ze czesc ostatnia:>

chyba mi sie literki koncza. stad rozlozona ta historia bez zakonczenia na 3 czesci. konczac: amerykanski jezyk Kurta byl tak miekki ze chcialo sie od razu tanczyc w stylu 2Paca badz innego rapera. Doznanie nie do opisania. Sluchanie tudziez obserwowanie ich dialogow bezcenne. Bawilismy sie do rannego sniadania. Ja pamietam wszystko. nie wie jak inni...ech i nawet w pozniejszym czasie tak dobrze szla mi rozmowa z Danielem ze opowiedzial mi o swojej ulubionej kapeli skadinand tez mojej MASSIVE ATTACK. Jak ja uwielbiam moment. w ktorym zadaje pytanie jakiej lubisz sluchac muzyki i slysze wlasnie te nazwe...wspaniale uczucie. Podobno Rosjanki maja zadarte nosy ale ja tego absolutnie nie zaobserwoalam. Daniel podrozuje duzo. moze w przyszlosci zostanie moimnauczycielem angielskiego ;). wniosek: welcome in Russija

jak to Dorota wybrala sie na ruska dyskoteke z Amerykaninem i Anglike 2

takze od razu Irina opowiedziala  nam historie Sant Pitera. Peter u ktorego mieszkalysmy robi najlepsza wietnamska kawe jaka pilam dotychczas :> . Jezdzi chyba lepszym samochodem nawet o Krzysi :> ja tam sie nie znam. ale jak ruszyl to czulam jak wbijam w siedzenie. sie wbijam sie. Super facet. O co bym go nie zapytala znal odpowiedz. Zrobil na mnie piorunujace wrazenie. A z Sant Petersburga wybralysmy sie na polnoc. do Pietrozawodska. Do Eile. Przyjechalysmy o w pol do pierwszej w nocy. z cicha nadzieja ze dostaniemy swoj pokoj i pojdziemy grzecznie spac. Zapomnialam ze tego dnia rozpoczyna sie weekend a Eile przygotowala dla Nas duzo niespodzianek. Na dworcu czekala na nas ze swoimi przyjaciolmi. Bylo ich jakies 15 osob. i zadala pytanie gdzie idziemy sie bawic? To byla dluga kolorowa  radosna noc. Dopiero po jakims czasie zorientowalam sie ze razem z nami beda spac jeszcze inni goscie. Kurt i Daniel. Hmm. jedno lozko jeden Amerykanin jeden Anglik i na szczescie 2 POLKI - nie musze tlumaczyc kto mial glos decydujacy. Impreza miedzynarodowa byli jeszcze gospodarze kraju. Eile jest Finka. jej przyjaciel Bialorusin i pewnie jeszcze ktos byl ukryty lub niezrozumialy przeze mnie. Drugi dzien zapowiadal sie rownie dobrze jak noc poprzedzajaca. Eile wyjechala na wies na pokaz filmowy. Eile ma 21 lat gra na skrzypcach i spiewa w znanym zespole muzycznym w Karelii. regionie ktorym mieszka. Famous . Bardzo kocha swoich rodzicow. Studiuje na Uniwersytecie Muzycznym. tak jak wiekszosc jej przyjaciol. Jest bardzo interesujaca osoba. z zasadami i wizja. Ona wyjechala a my zostalysmy. My kontra reszta swiata. : >Po poludnie chcialysmy spedzic same. odpoczac. ale w Pietrozawodsku nie bylo nam to ane. tak wiec na zwiedzanie miasta poszlysmyz anglojezycznymi facetami. Jakos poszlo. Wieczor nie byl juz tak prosty. Zaczelo se od tego ze Kurt z Oklahomy robil kolacje a my sie nudzilismy wiec aby uniknac ciszy zaczelam grac z Danielem w szachy. No i tu na moje szczescie mowic nie trzeba bylo. Wystarczylo wygrac ;> Za to sie lubie. Druga gra juz nie byla taka cicha. Gdy goscie sie zeszli na kolacje zaczelismy grac w gre po ktorej generalnie kazdy byl pijamy. Prota amerykanska gra ; > okolo 1 wyruszylismy na miasto. Mama postanowila zostac w domu. aby odpoczac. wadomo. Ja. Kurt. Daniel i Zenia i Ailona poszlismy do typowej ruskiej dyskoteki. Zeby t zrozumiec.trzeba sie wybrac. I wszystko byloby super gdyby nie trzeba bylo gadac. Na boga Anglik naprawde sie staral. ale jego a brzmi dla mnie niezrozumiale. Jezyk trzyma chyba w gardle...za to Kurta jezyk jest tak miekki i

Jak to Doroa wybrala sie na ruska dyskoteke z Amerykaninem i Anglikiem :)

No tak jade w poszukiwaniu szalenstwa. Couch Surfing jest niebezpieczny. Kto tak mi mowil poniekad mial racje. Od paru dni probujemy znalezc hostel aby w " spokoju "  odpoczac czy cokolwiek. ale za kazdym razem ladujemy z mama u Hostow. bo przyciaga nas to co tam spotkamy. Kazdy pobyt w innym miejscu poznajemy z punktu widzenia tego co spotyka nas w domu w ktorym mieszkamy. Jedziemy cale podekscytowane co spotka nas nowego. Okey zwiedzanle jest i to piekne ale dzieje sie to dodatkowo, przy okazji. Ponalysmy tylu niesamowitych ludzi. Toniwalie - Indusa. Sika ktory od 18 lat prowadzi restauracje indyjska w centrum Warszawy. Z zamilowania podroznik i aktywy couch surfingowiec. Kazdego miesiaca jest w trasie. w ostatnich 3 miesiacach zwiedzal po raz kolejny Wietnam. Islandie. Byl 2 moze 3 razy  Liverpoolu na meczu. Zaraz leci do Moskwy. W CS jest ambasadorem . wszyscy jego goscie wpisuja sie do ksiegi gosci. dzieki czemu kazdy kolejny moze poznac poprzednich. My z Tonim ogladalysmy mecz Liverpoolu z Manchesterem w towarzystwie innych gosci ze swiata CS ;). Mieszkalysmy rowniez w domu Stanislava i Swaji. Ona artystka wrazliwa z duzym poczuciem piekna. On bardzo dobry host . Pokazal nam Wilno jego oczami. zaprowadzil w miejsca nie znane poczatkowemu turyscie w tym miescie. ma sie rozumiec ;> Stanislav zapewnil nam tzw full servis z odbiorem i dowozem na dworzec. z jedzeniem. posciela. recznikami. cudownym towarzystwem. Egle to najmilsze wspomnienie z Talinna. Dziewczyna o wielkim sercu i duzym wyczuciem  jakie lubie. Spedzilysmy wspanialy czas w jej towarzystwie zarowno ogladajac miasto.jak i rozmawiajac w jej przytulnym mieszkaniu. zastanawiam sie czy kiedys sie jeszcze spotkamy. Byla tak wzruszona ze wyjezdzamy ze plakala. tak szczerze i po prostu. mama polubila ja bardzo. Ja tez. W Piterze odebral nas ze stacji metra Peter. Postac barwna. inteligentna. Koreansko rosyjski przesympatyczny facet z pochodzenia. ale po polsku mowi bardzo dobrze. a dla nas to duzy komfort . nie ma co ukrywac ;> jeszcze w pierwszy dzien poszlismy na wspolny spacer razem z jego dziewczyna Irina < przewodniczka po miescie >

piątek, 11 maja 2012

Poezd relacji Sant Petersburg - Murmansk

moim ulubionym dzwiekiem jaki slucham to odglos pociagu...siedze a wlasciwie leze w rosyjskim pociagu ktory mknie do samego Murmanska. za 29 godzin dojedzie. Z SPB jest 1400km. to tyle co z Polski do Paryza. tak na oko oczywiscie. Tak sobie mysle. ze dzisiejszy swiat jest malenki. Leze na lozku nr 6 w wagonie numer 3 gdzies tam i korzystam z darmowego internetu...jest to niesamowite...mam dostep do powietrza. ogladam zza okna piekna Rosje. jaram sie tym co zobaczymy na Onedze. Mama rozmawia na dole z dwiema dziewuszkami. zajadamy ruska czekolade i zastanawiam sie tylko dlaczego nie mam zadnego kubka aby cieplej herbaty sie napic...p.s. SPB najpiekniejszy jest noca. bez dwoch zdan. a efekt otwierajacych sie 24 mostow pozostanie w pamieci na zawsze:). p.s. mowcie co chcecie ale kultura rosyjska naprawde jest wysoka. w pociagu mamy pelen komfort. posciel. ciepla woda. opiekun wagonu. 3G. mile towarzystwo. Na ulicach i w metro w restauracjach tudziez przydroznych barach wszystko ma swoje miejsce. Jedne drzwi sa do wchodzenia inne do wychodzenia. Tym samym nie ma przepychanek. W metrze wszyscy mlodzi chlopcy grzecznie ustepuja miejsca. Z baru nie wyrzucaja pomimo tego ze siedzimy dluzej niz jest otwarty. Pozytywy. Co do cen. Obiad w Sant P 150 rubli czyli w prostym przeliczeniu 15zl. Przejazd do Murmanska 200zl. do Pietrozawodska 74zl. Przeplynecie statkiem do Peterhof 30zl. ale mialysmy ulge. normalny 50zl. wejscie do Peterhofu 45zl ale warto :). Bilet na przejazd metrem 2.5zl tez warto a i warto miec w posiadaniu kindla. Co drugi Rosjanin go ma wiec tak po prostu wypada :)

czwartek, 10 maja 2012

Podroz mamy z corka. Corki z mama

Jestesmy w podrozy 12 dni. Podzielilysmy sie obowiazkami. Przyjemnosci czerpiemy wspolnie. Czesto jest zabawnie , zwlaszcza jak mieszkamy u anglojezycznych Couchow. Wtedy ja staje sie translejtem. czesto wymyslam. tak. wymyslam bo jest to zabawne i tyle. Mama pierze. robi sniadania. nie marudzi. czasem chrapie. i nie kloci sie ze mna. Nosi swoj bagaz i wypisuje wszystkie kartki. Pilnuje rachunkow i pienedzy. Ja  - zalatwiam noclegi. staram sie rozumiec angielski. kontroluje mape. a i podobno zajmuje sie soba. Opieprzam mame. robie zdjecia. Ustalam. Kazda z nas pisze pamietnik. Kazda z nas patrzy slucha i uczy sie. Wspolnie jemy pijemy jestesmy. Wspolnie obgadujemy i poznajemy sie nawzajem. I wspolnie zastanawiamy sie nad chocby nawet tym co przyniesie jutro. czy wystarczy nam sil. czy w domu wszystko wporzadku...Dla mnie czas bezcenny. Jestem dumna z mojej CUDOWNEJ MAMY, ze JEST ze jest otwarta na swiat. na to wszystko czego doswiadczamy. Warto robic cos razem. Nie jutro a wlasnie TERAZ i TU. My to robimy. aby zdazyc. cudownosc

Piter SPB

Zapada zmrok. jest po 23. Konczy sie 3 dzien w oryginalnym Piotrowym miescie. Tu wszystko wybudowal Piotr I. Miaso ciagnie sie 50km nie sposob go przejsc przejechac sprawdzic w calosci ale chyba nie trzeba. Dzis czujemy sie w tym miescie juz swojsko pomimo jego WIELKOSCI. Podoba mi sie nasze bycie w Piterze. Dzis lazilysmy po ciemnych malo znanych ulicach. Jadlysmy ruskie zarcie w przydroznym barze, podobnym do tego przy hali targowej w Krakowie. Siedzialysmy tam ze 3 godziny i wachalysmy prawdziwy SPB. Mam wypisywala kartki, bylo ich naprawde duzo. Zachwycilam sie metrem w tym miescie. Urzekl mnie porzadek. Wielkosc zastanawia kim byl Piotr i dlaczego mial potrzebe takich rozmiarow...Peter u ktorego mieszkamy jest Koreanskim Rosjanem umie po Polsku,co pozwala Nam na komfort. w pierwszy dzien wspolny spacer pozwolil nam oswoic sie z Petersburgiem. a opowiesci Iriny daly wiedze historyczna czego wiecej potrzeba...kawe maja pyszna. jedzenie proste i dobre. Na ulicy jest i na co i na Kogo popatrzec. Cieplo, slonecznie i z usmiechem na twarzy. tak zapamietam to miasto. Ach. jeszcze otwieranie mostow i miasto noca,ale to jeszcze przed nami. zaraz. P.S. Mam studiuje mape. jutro Petrozawodsk i Jezioro Onega i magiczna Karelia.

poniedziałek, 7 maja 2012

krotko o wydatkach

pierwsze 7 dni za nami. wydanych 160 euro w podrozy  na dwie osoby + bilety autobusowe 20 euro. w sumie 180 euro w 7 dni w krajach Unii Europejskiej na dwie osoby. czyli niecale 400 zl na osobe. I mamy juz kilka prezentow :)

pierwszy tydzien nadal

z Wilna do Rygi jechalysmy autobusem za 12 zl www.simpleexpress.com. Ryckie ulice trzeba przejsc uwaznie z glowa w gorze,bo wlasnie na gorze odnalezc mozna wiele niespodzianek:). Miasto zupelnie inne od Wilna. Kamieniczki bardzo urocze, nie sposob zrobic nieciekawe zdjecie. Koty na dachach, krowy na domach. Trzech braci stojacych obok siebie. Uliczki. Uliczki kryjace w sobie mnostwo piekna. Iveta to nastepny nasz host. czyli osoba u ktorej goscimy. Tylko jedna noc, ale warta przezycia. nastepnym naszym przystankiem jest Tallinn miasto nad samym morzem. Na poczatku maja sloneczne,ale zimne. znalazlysmy 3 polskie miejsca : lawka Chopina " Rodem Warszawianin. Sercem Polak. a talentem swiata obywatel ". Kamien Solidarnosci. I tablica ORP ORZEL. Tallinn to waskie uliczki. kolorowe. miasto trzeba zwiedzac z pustymi rekami, zadne plany nie sa potrzebne. Tallinn to Egle. Wspaniala ciepla i prawdziwa dziewczyna. Jej osoba przyciaga. Mieszka sama w uroczym mieszkaniu, kore urzadzila sama. Pracuje w banku. Nalogowo przyjmuje gosci z CS. Spedzilysmy ze soba dobe, ale wiez sie nawiazala. Czasem tak w zyciu jest, ze wystarczy chwil pare, aby poczuc to cos. Czuje, ze w przyszlosci sie spotkamy. A wiec do zobaczenia Egle.

Pierwszy tydzien

Wyruszylam z wlasna mama z ktora bedziemy podrozowac przez kolejne 20 dni. Zaczelysmy od Warszawy. Do stolicy dojechalysmy autobusem www.polskibus.pl za 3zl od osoby z Wroclawia. W domu polalo sie troche lez. Latwiej bylo wyjezdzac bo z mama. W stalicy dwa dni spedzilysmy pod haslem Toniwalii. Sika z Singapuru, ktory od 18 lat prowadzi indyjska restauracje w Polsce www.tandoorpalace. Polecam, zwlaszcza dla amatorow prawdziwego indyjskiego jedzenia. Tonii to gosc o poteznym sercu. znamy sie krotko a jakby od zawsze...bardzo sie zawstydzil, gdy przyszedl poznac sie z moimi przyjaciolmi :>. Warszawe uwielbiam. Dla mnie miasto pozytywow i dobrych emocji. Od kiedy poznalam Toniego stalo sie to dla mnie miejsce niesamowitych niespodzianek. We wtorek pojechalysmy do Wilna,do Stanislawa i Swaji. www.simpleexpress.com bilety po 12zl od osoby. 3 dni w Wilnie. duzo sie modlilysmy przed obrazem Matki Ostrobramskiej. Za zdrowie zywych i dusze umarlych. moje 3 miejsca w Wilnie to niesamowite Muzeum KGB, cmentarz na Rossie i kosciol Piotra i Pawla. Pyszne i tanie jedzenie w restauracji Harikriszna. W tym miescie jest bardzo duzo polskosci. bardzo duzo modlitwy i tajemniczych miejsc. Stanislavos goscil nas u siebie 3 noce,byl naszym najlepszym przewodnikiem. pokazal nam Wilno jego oczami, wszystkie zakamarki tego miasta. Stanislavos i Swaja to artysci swiadomi i niespotykani ludzie. Fantastyczni.

dlaczego jade.

infinity - towarzyszy mi od poczatku tworzenia mojej wycieczki. Wycieczki na wschod. Zaczelo sie od niewinnej checi pojechania nad Bajkal, a potem siedzac przy biurku i wpatrujac sie w mape swiata,przyslowiowym palcem jechalam dalej. Po co jade? W poszukiwaniu wszelakim. W poszukiwaniu milosci. W poszukiwaniu piekna. W poszukiwaniu dobroci. W poszukiwaniu szalenstwa codziennego. Jade zobaczyc, poznac, zjesc, powachac, poczuc, dotknac, dac i wziac.  Nie sztuka jest wspolczuc, sztuka jest wspomoc. Jestem swiadoma wlasnych pragnien i misji. Dla jednych " niesamowita ", dla innych " nieodpowiedzialna" a ja po prostu jestem kolekcjonerka cudownych chwil, ktoeczesto sama prowokuje :). Moje predyspozycje do podrozowania w pojedynke na pierwszy rzut oka wygladaja kiepsko. obce jezyki zawszw sa dla mnie obce. Obecnosc Czeslawa ( mam wszcepiony  defibrylator kardiowerter  ICD ) daje bezpieczenstwo memu sercu,ale w dzwiganiu plecaka nie pomaga. Mja krew przyciaga rozne stwory. Moja skora nie dobrze znosi slonce. Ale mam w sobie potezna potrzebe jechania. tak po prostu. sluchania swojego srodka. Ufaniu swojej intuicji. Korzystania z uroku wlasnego jaki mam:>. i zycia. Zycia. Zycze sobie i Tobie cudownego przezywania. Dori